Maciej Straburzyński o pękających bębenkach

Tym razem na ofiarę wywiadowczą wybrałam sobie Macieja Straburzyńskiego. Jest to śpiewak operowy i kantatowo-oratoryjny. Ja nigdy jeszcze z kimś takim nie rozmawiałam, więc na tym punkcie programu skupiać się będziemy. Umówiliśmy się z panem Maciejem o godz. 15.00 w knajpie. Przyszłam wcześniej, więc zaczęłam czytać książkę. Punktualnie o czasie do knajpy wszedł pan Maciej i spytał z drżeniem w głosie: Jest 15.00? Pomyślałam sobie, że jest punktualny, a to bardzo dobrze o śpiewakach świadczy.
Będąc basem-barytonem może Pan śpiewać i barytonem i basem?
Bas-baryton to jest taki rodzaj głosu męskiego, który łączy w sobie cechy głosu basowego i barytonowego, ale nie oznacza możliwości wykonywania wszystkich partii basowych czy barytonowych.

Dość to płynne i ograniczone.

Tak, w pewnym sensie. Zdarza się też tak, że głosy barytonowe wykonują partie basowe, a głosy basowe wykonują partie barytonowe.

Kiedy Panu łatwiej?
Najlepiej wykonuje mi się partie bas-barytonowe i takie, które nie są określone do końca.

Takie nijakie?
Nie. To jest związane z historią muzyki. Po prostu kiedyś – np. w muzyce barokowej – nie określano, czy daną partię ma śpiewać bas czy baryton i pisano partie na głos niski, a więc z reguły basowy. Dopiero później nastąpiło to zróżnicowanie na głos barytonowy, jako wyższy i bas, jako głos niższy. Muzykę dawną zawsze śpiewają po prostu głosy bas-barytonowe i tak to należy powiedzieć.

A sięga Pan od czasu do czasu po basso profondo?
Mam skalę niskiego głosu basowego, ale nie wykonuję partii przeznaczonych na ten głos.

Nie wychodzi?
Nie, to też nie tak. Takie partie po prostu związane są najczęściej z pewną dojrzałością, jeśli chodzi o wiek. Te przeznaczone na basso-profondo śpiewają najczęściej ludzie już dojrzali…

Staruszkowie ponoć już nie śpiewają.
Takim młodym basso-profondo może być czterdziestolatek. Zresztą to też jest związane z rolami w operze. Głosem basso profondo śpiewają z reguły starcy, królowie, monarchowie albo ojcowie rodów.

Podobno swoją muzyczną edukację rozpoczynał Pan jako solista-sopran, a przecież sopran to głos kobiecy. O co więc chodzi?

Sopran jest także głosem chłopięcym. Tutaj znów odwołamy się do historii, ale również tej dotyczącej Kościoła. Kiedyś to właśnie kościół był głównym mecenasem muzyków, ale kobiety nie mogły wówczas w ogóle tam śpiewać i w związku z tym partie kobiece wykonywały chóry chłopięce, a ewentualnie kastraci. Mogli to też robić jednocześnie.

Kiedyś nie było też kobiet aktorek.

To było związane z całą kulturą średniowieczną. Wracając jednak do muzyki, to chóry chłopięce istniały zanim pojawiły się chóry mieszane. Tak w ogóle chór mieszany jest stosunkowo nowym wynalazkiem. W operach barokowych bardzo często śpiewali kastraci. Kobiety stosunkowo późno w ogóle weszły na scenę.

A to nie jest tak, że wychodzi sobie takie dziecko z brzucha mamy i od razu płacze basem?

Nie, to nie jest tak.

Dlaczego?

Jak dziecko się rodzi, to ma bardzo malutkie struny głosowe. Zresztą wszystko ma malutkie. Generalnie to jest tak, jak ze skrzypcami i wiolonczelą, czy kontrabasem. One po prostu różnią się wielkością i długością strun, a im są większe, tym niższe dźwięki wydają. W pewnym sensie tak samo jest z człowiekiem ? jak jest malutki człowiek, to wydaje wysokie dźwięki, bo ma malutkie i wąziutkie struny. Dziecko jak płacze, albo krzyczy, to płacze, albo krzyczy wysoko. Potem następuje mutacja, szczególnie u chłopców.

Są przecież dziewczyny, a raczej kobiety, które mówią niskim głosem.
Dziewczynki też mają pewien taki rodzaj mutacji, ale nie jest on tak intensywny, jak ten u chłopców. Wróćmy jednak do tych dzieci śpiewających, czy też płaczących basem. Ich po prostu nie ma. Ja przypuszczam co prawda, że zdarzają się takie anomalie w naturze, że rodzą się dzieci, które mają mocniej ukształtowaną krtań, zresztą sam znam przypadki chłopców, którzy śpiewają jako dzieci głosem tenorowym, ale z basowym nie spotkałem się nigdy, chyba że ktoś we wczesnym dzieciństwie przeszedł mutację.

Nie ma więc dzieci basów. A barytony?
Myślę, że to się tyczy wszystkich głosów męskich.

SZKOŁA

Kim jest, a raczej był dla Pana Wojciech Drabowicz?
Wojciech Drabowicz był moim pedagogiem przez cały okres studiów. Zresztą to była dla mnie niespodzianka, że będę się u niego uczył. Tak naprawdę on był i jest moim wielkim autorytetem.

A w czym on Panu imponuje?
Podoba mi się sposób, w jaki potrafił połączyć życie artystyczne z życiem prywatnym. Ponieważ jego życie prywatne było bardzo udane ? miał żonę, dwójkę dzieci, czyli wspaniałą i kochającą rodzinę, a jednocześnie robił niesamowitą karierę na całym świecie. Ta umiejętność połączenia dwóch światów, które często ze sobą kolidują w jego akurat przypadku była dużą inspiracją dla mnie w sensie tego, jak można sobie z tym radzić. Zatem pod tym względem to był dla mnie wielki autorytet.

A to bycie autorytetem z muzyką nie miało nic wspólnego?

Ależ oczywiście. Wojciech Drabowicz był moim autorytetem przede wszystkim jako śpiewak i pedagog.

Był Pan może jego stypendystą?
Nie, nie byłem. Stypendium zostało ustanowione dopiero po jego śmierci. Natomiast ja byłem stypendystą innych stypendiów, np. dwa lata temu otrzymałem stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Co oznacza takie stypendium?
To zależy, ale głównie chodzi o pieniądze i pewien prestiż, bo jeśli akurat jesteś wybrany do takiego stypendium spośród wielu osób, oznacza to jakieś takie uznanie twoich dotychczasowych dokonań. Takie stypendia są po prostu tylko wsparciem finansowym, albo aż wsparciem finansowym, bo czasami pozwala to na jakaś tam formę przetrwania. Miałem takie stypendium w czasie studiów w Amsterdamie i ono właśnie bardzo mi pomogło w tym sensie.

Czy, żeby być solistą, trzeba konicznie ukończyć Wydział Wokalny w klasie śpiewu solowego?

Nie, nie trzeba, ale jest to najprostsza droga do zawodu śpiewaka.

A jaka jest ta droga nie najprostsza?
Tutaj najlepszym przykładem są Włochy, gdzie bardzo wielu śpiewaków nie kończy regularnych studiów wokalnych, tylko kształci się prywatnie u pedagogów.

A czy ci osławieni w latach 90. XX w. trzej wielcy tenorzy też byli po takiej drodze okrężnej?
Nie wiem, ale przypuszczam, że pokończyli jednak jakieś szkoły. Myślę, że śpiewacy takiej klasy musieli być pod dobrą opieką pedagogiczną. Ale nie wiem tak naprawdę jak to było.

A jak wygląda to w Polsce?
Ja osobiście nie znam żadnego śpiewaka, który zrobiłby dużą karierę nie ukończywszy studiów. Choć znam oczywiście ludzi, którzy po prostu śpiewają, ale generalnie w Polsce szkoła jest tu warunkiem.

Czy wszyscy soliści zaczynają od chórów chłopięcych?
Nie, choć to bardzo pomaga. Z wielu względów. Mam bardzo dużo kolegów, którzy śpiewają, a wcześniej nie uczęszczali na zajęcia chórów chłopięcych, czy mieszanych, ani nie chodzili do żadnych szkół muzycznych.

Pan chodził?
Tak, ja chodziłem do podstawowej szkoły chóralnej – Szkoły Chóralnej Jerzego Kurczewskiego – ale nie kończyłem żadnej szkoły muzycznej drugiego stopnia, bo chodziłem do zwykłego liceum tutaj w Poznaniu na Głogowskiej, do ?ósemki?. Potem poszedłem na studia.

Co sprawiło, że wrócił Pan do śpiewania?

Chyba naturalna potrzeba śpiewania. Kiedy śpiewa się od dziecka, staje się to tak naturalne, że nie można robić niczego innego. Mimo że sam pomysł zakwitł krótko przed egzaminami wstępnymi, wiem, że prędzej czy później i tak bym tak skończył.

Chce Pan iść śladami Wojtka Drabowicza i, tak jak on, śpiewać na najważniejszych scenach świata z najważniejszymi solistami świata?

To jest trudne pytanie. Ono tylko pozornie jest bardzo proste, bo to na pewno z jednej strony ogromny przywilej. Ale mamy tu też stronę drugą, gdzie śpiewanie na największych scenach, z największymi dyrygentami i z największymi śpiewakami jest ogromnym obciążeniem.

Odpowiedzialność?
Znam wielu śpiewaków, których materiał wokalny, czy wokalno-aktorski pozwoliłby na zrobienie ogromnej międzynarodowej kariery, ale oni po prostu zdecydowali się na normalne życie. Większość śpiewaków okupuje swój sukces zawodowy pewnymi stratami w życiu osobistym. Oczywiście są tacy, którzy potrafią łączyć te dwie sfery życia. To na przykład Wojciech Drabowicz, co jak mówiłem, strasznie mi imponowało.

Wiem, że współpracował Pan kiedyś z Placido Domingo. Jak było?

Współpraca to za dużo powiedziane.

To znaczy?
Po prostu na studiach bardzo często śpiewałem w różnych chórach zagranicznych ? często to była z jednej strony forma zarabiania pieniędzy, a z drugiej poznania repertuaru i ludzi, możliwości nawiązania różnych kontaktów zawodowych na przyszłość, otrzaskania się też trochę z estradą. I jednym z takich projektów był koncert Requiem Verdiego, którym dyrygował Domingo. Także ta nasza współpraca polegała na tym, że ja śpiewałem w chórze, a on dyrygował.

Tylko dyrygował?
Tak, choć też nie do końca. Pewną taką naszą dodatkową przyjemnością było wtedy to, że kiedy jeszcze nie było z nami solistów, on śpiewał ich partie w czasie prób z orkiestrą, a my mogliśmy słuchać go do woli.

Czy to tak dobry dyrygent jak śpiewak?
Nie mnie oceniać kompetencje dyrygenckie, jako że sam nie jestem w tym kierunku w żaden sposób wykształcony, ale nasza ? zespołu ? współpraca z nim była bardzo dobra. Nie miałbym mu nic do zarzucenia.

Jaki on jest?
On w ogóle jest przesympatycznym, przemiłym i absolutnie czarującym człowiekiem, a każde jego wejście na salę związane było z burzą oklasków. Podsumowując, współpraca z nim było to bardzo przyjemne i miłe doświadczenie. Także nie mam tutaj żadnych złych wspomnień.

Który kurs mistrzowski, w którym brał Pan udział, był najtrudniejszy?

Wszystkie kursy mistrzowskie są ogromnym wyzwaniem dla młodego studenta, który musi zmierzyć się z bardzo świeżymi uwagami pedagoga, z którym nigdy wcześniej nie współpracował. Każdy student bowiem jest przyzwyczajony do pracy ze swoim nauczycielem, a potem w czasie takiego kursu musi w ciągu tygodnia, albo dwóch przyswoić sobie nowe wiadomości i nowe uwagi od osoby, której najczęściej nigdy wcześniej nie spotkał, i która ma zupełnie inne metody pracy.

Każdy mistrz jest inny?
Tak i dlatego każdy kurs wokalny jest jakimś tam wyzwaniem, ale niewątpliwie i zdecydowanie potrzebnym. Ja dobrze wspominam również wszystkie te kursy, w których brałem udział.

ZESPOŁOWE SOLO PASYJNE

Woli Pan śpiew solowy czy zespołowy?
Solo. Zdecydowanie solo.

Dlaczego?
Bo wtedy mam pełną kontrolę nad swoim wykonaniem, a w chórze jestem jednym z wielu wykonawców i ostateczne wykonanie utworu zależy w dużo mniejszym stopniu ode mnie. Natomiast kiedy śpiewam solo, sam kreuję partię, czy rolę. Śpiewając solo mam zupełnie inne podejście do pracy, bo tak naprawdę w chórze, to ja mogę sobie trochę odpuścić, przy czym nie chodzi tutaj o zwykłe ?odpuszczenie?, tylko o wzięcie mniejszej odpowiedzialności za cały występ ? np. kiedy jest się chorym, to można to jakoś ukryć.

Przecież podobno bardzo lubi Pan śpiewać w chórze. Więc jak to jest naprawdę?
Teraz zdecydowanie rzadko przyjmuję propozycje tego typu ? wcześniej to była zabawa i sposób na dorobienie, ale odkąd skończyłem studia wolę skupić się na pracy jako solista.

Bywa Pan aktorem ? np. ?Upiór w orkiestrze? pod dyrekcją Marcina Sompolińskiego. Dobrze jest grać?
Tak. To jest przede wszystkim dużo zabawy. Bardzo potrzebnej, nawet do dobrego wykonania utworu oratoryjno-kantatowego bo umiejętności aktorskie przekładają się potem na interpretację utworu muzycznego. Także wykształcenie aktorskie jest każdemu śpiewakowi bardzo potrzebne. Nawet takiemu, który nie występuje później na scenie.

Czy wobec tego można aktorzenie traktować jak życiową pasją?
Oczywiście, że tak. Tak jak śpiewanie.

Śpiewanie nie jest dla Pana zawodem?
Jest, ale ja wybrałem właśnie ten zawód, bo on mi sprawia ogromną przyjemność. W związku z tym nie traktuję go w ogóle jak zawód ? śpiewanie to dla mnie takie wieczne hobby, dzięki któremu mogę się utrzymywać i żyć absolutnie bezproblemowo. Chociaż oczywiście traktuję je też jako zawód ? muszę się dobrze przygotować do wykonywania danego utworu, mieć odpowiednią wobec niego postawę, szacunek wobec ludzi, z którymi pracuję i przede wszystkim być profesjonalnym, czyli np. punktualnym.

Punktualność to taka czysto zawodowa cecha.
Może, ale prawie nigdy nie myślę o śpiewaniu jak o pracy. Dla mnie jest to raczej rodzaj takiej zabawy. I za każdym razem, kiedy śpiewam, sam do siebie śmieję się z tego, że ludzie mi za to płacą, bo to ja powinienem płacić im za to, że mogę sobie zaśpiewać.

Wszyscy artyści, z którymi rozmawiałam ? aktorzy, reżyserzy, muzycy, czy teraz śpiewacy – mówią, że ich praca to pasja.
Bo to nie jest taka prawdziwa praca. Jeżeli chodzi o śpiewanie, to wydaje mi się, że każdy kto zaczyna myśleć o tym w kategorii pracy, zarobków i zrobienia tego jak najszybciej, prawdopodobnie robi to z coraz mniejszą przyjemnością, a jeśli robisz coś z musu, nie ma to najmniejszego sensu.

A teraz to ja Pana wykorzystam i odpowie mi Pan, albo przynajmniej spróbuje odpowiedzieć na nurtujące mnie od dawna pytanie: Otóż dlaczego to jest tak, że ludziom podoba się jak kobiety śpiewają sopranem i szklanki pękają, nie mówiąc już o bębenkach w uszach?

Nie wiem czy to jest do końca prawda, że ludzie lubią jak im bębenki pękają. Na pewno lubią jak jest głośno i wysoko. Tak naprawdę nie wiem, czy to jest związane tylko z emocjami, czy może jeszcze jakaś akustyka odgrywa tu rolę ? pewnie tak, a możliwe też, że to zwykły rodzaj napięcia emocjonalnego w utworze.

Nie wierzę, że chodzi tu tylko o emocje ? jest wielu ludzi, którzy nie kierują się wcale, albo prawie wcale emocjami w życiu.
Dla śpiewaka emocje są najważniejsze – bez nich nikt nie chciałby go słuchać. Myślę, że dobrze zaśpiewane wysokie dźwięki kojarzą się po prostu z umiejętnością śpiewania, a to właśnie wywołuje prawdziwe emocje u słuchaczy, którzy potrafią docenić wokalny kunszt. Ale o emocjach decyduje znacznie więcej, nterpretacja utworu lub historia, którą się opowiada. Jeśli nie ma się nic do powiedzenia, nie ma się też niczego do zaśpiewania.

x

Zobasz także

15. MFF WATCH DOCS

Od 20 do 25 października we Wrocławiu odbywać się będzie się 6. American Film Festival. ...