Wieczorem, 3 lipca, wybrałem się nad Maltę na koncert muzyki z filmów o Jamesie Bondzie. Dotarłem trochę spóźniony i najpierw widziałem scenę z bardzo daleka. Miało śpiewać dwóch Brytyjczyków, a tu widzę Baracka Obamę z mikrofonem. Co jest? Nie przerywałem swojego marszu w kierunku sceny, choć łatwo nie było – ścisk pod nią i trybuny zapełnione były do ostatniego miejsca. Co zobaczyłem?
Na zdjęciu mamy nie Baracka Obamę, ale dyrygującego ?nim? i zespołem Carla Davisa.
W miarę jak zbliżałem się do rzeczonej, pływającej maltańskiej Sceny Muzycznej, znajdowałem się co i rusz bardziej na wprost niej i coraz więcej szczegółów mi się rozjaśniało. Na początku, po 10 czy 20 krokach, doszedłem do wniosku, że Barack Obama trochę zbladł, ale biorąc pod uwagę, że ze swoją skórą można zrobić praktycznie wszystko ? patrz Michael Jackson ? aktualny Prezydent Stanów Zjednoczonych po intensywnej, i oczywiście przyspieszonej, kuracji wybielającej skórę, też byłby możliwy.
Nie zatrzymywałem się ? cały czas podchodziłem bliżej. Ludzi były tłumy, o czym już pisałem. Nazwisko Jamesa Bonda okazało się być bardzo silnym magnesem. Mówi się, że około 5 tysięcy osób poszło nad poznańską Maltę, aby usłyszeć najbardziej znane tematy z filmów o agencie 007. Przecież po raz pierwszy w Polsce zabrzmiała wtedy – okazji Dnia Patronów Poznania, którymi są Św. Piotr i Św. Paweł – muzyka z filmów o Jamesie Bondzie właśnie. Było to nie byle jakie wydarzenie, więc uczestniczenie w nim Baracka Obamy nie byłoby znowu aż takim ewenementem. To mnie tłumaczy, choć nie do końca.
O pewnym niematerialnym skorupiaku
Po kolejnych 10 czy 20 krokach przyszło mi spalić gigantycznego duchowego raka. Barack Obama bowiem zamienił się z brytyjskim wokalistą, Lance’em Ellingtonem, bardzo zresztą podobnym z postury do siebie, a mnie przypomniały się dane wyjściowe dotyczące koncertu. Oprócz niego śpiewać miała jeszcze Mary Carowe. Fakt, chwilę potem ukazała się publiczności, ale nie podobał mi się jej głos ? taki był raczej zapity i chrypiący. Może to konsekwencja rudego koloru jej włosów? Rude jest fałszywe, skrzeczący głos w większości wypadków też jest fałszywy. Jednak to nie wszyscy ? w koncercie uczestniczyli jeszcze dyrygent ? Carl Davis i muzycy z Filharmonii Poznańskiej.
Oprawa
Dwojaka oprawa koncertu ? i dyrygencka, i filharmoniczna, była nadzwyczaj dobra. Po pierwsze wspomniany już dyrygent: Carl Davis – jest on jednym z najsłynniejszych na świecie kompozytorów muzyki filmowej – po części więc to jego nazwisko przyciągnęło te tak wielkie tłumy nad Maltę. Podczas koncertu był on przebrany za czarodzieja ? na sobie miał długą, złocistą i błyszczącą szatę, płaszcz właściwie i w tym płaszczu czarował filharmonikami i śpiewakami. Po drugie: koncert nad Maltą był wyjątkowym zakończeniem sezonu artystycznego 2010/2011 Filharmonii Poznańskiej, na którym przekonano się, że nie trzeba wcale wielkiej sali o wspaniałej akustyce, by zagrać dobrze brzmiący koncert dla szerokiej publiczności. Nagłośnienie bowiem, które było bardzo dobre, sprawiało, że w tych plenerowych maltańskich warunkach dźwięki w żadnym wypadku nie zlewały się w jedną, niezrozumiałą całość. Kto poszedł, nie miał chyba czego żałować. Tym bardziej, że nie zabrakło żadnego z najbardziej znanych hitów z kolejnych filmowych części Bonda, a najmocniej podobały się brawurowo wykonane: tytułowa piosenka z filmu ,,Goldeneye” oraz duet „Another Way To Die” z filmu „Quantum Of Solace”.
Barack Or Obama
Wróćmy na chwilę do Prezydenta. Skoro on sam jednak nam nie śpiewał ? a szkoda, mógłby przecież być piosenkarzem, Ronald Reagan był w końcu zawodowym aktorem i miał się dobrze – to chociaż dowiedzmy się co też Barack Obama lubi słuchać i jakie posiada gusta muzyczne. Może to być ciekawe, zwłaszcza, że sam muzycznie określa siebie jako kogoś „raczej oldschoolowego”.
Pan Prezydent, jeszcze jako kandydat na ten urząd, został zapytany o 10 swoich ulubionych utworów. Bezapelacyjnie wygrała wówczas piosenka Fugees, „Ready Or Not”. Jest ona raczej mało poprawna politycznie i obyczajowo – jej tekst mówi m.in. o marihuanie, przemocy w wykonaniu policji i więzieniu w Guantanamo, najcięższym jakie istnieje na świecie. Zamknięcie tego więzienia stanowiło zresztą jedną z obietnic wyborczych Baracka Obamy. Rzeczywiście, już jako prezydent, nakazał on w roku 2009 je zamknąć, lecz głównie chyba z powodów finansowych w styczniu tego roku zamknięcie to zostało odsunięte w bliżej nieokreśloną przyszłość. Piosenka Fugees nie wystarczyła.
Na liście Baracka Obamy znalazło się także kilka żelaznych klasyków muzyki czarnej Ameryki, jak np. pacyfistyczny hymn Marvina Gaye’a, pt. „What’s Going On”, który zainspirowany był wojną Wietnamie. Zresztą o Marvinie Gaye’u jako jednym ze swoich ulubionych artystów Barack Obama, już jako prezydent, opowiadał w jednym z wywiadów. W innym pytany o sympatię do teraźniejszego pokolenia muzyków czarnej Ameryki, którzy śpiewają głównie rap i hip-hop, prezydent odpowiedział, że lubi Kany’ego Westa czy Jaya-Z, ale w ich tekstach denerwują go wciąż obecne materializm i pochwała chciwości. Na liście Baracka Obamy znalazł się też wspaniały utwór Arethy Franklin, pt. „Think”. Natomiast w wypowiedzi dla magazynu „The Rolling Stone” Prezydent swoim muzycznym bohaterem nazwał Steviego Wandera, choć żadna jego piosenka nie znalazła się na liście 10 jego ulubionych. Jak jest naprawdę?
P.S. Faktem jest, że od dziecka mam problemy ze wzrokiem ? cienko u mnie z dalekowzrocznością. Jednak jeśli problemy te związane są z takimi niedorzecznościami jak ta z 3 lipca, to warto podzielić się nimi z innymi.