Jak to bycie kulturalnym gentelmanem prowadzi do opowieści o haftowaniu napisów na pościelach, obrusach, serwetach, serwetkach i zasłonach.
W normalny dzień roboczy – dzień, jak co dzień ? przechodziłem w drodze do domu przez poznański Stary Rynek. Ponieważ bardzo lubię te zakamarki pomiędzy ratuszem a kamieniczkami budników, koło Galerii Arsenał, skierowałem się w ich stronę. Idę sobie spokojnie, Słoneczko świeci, bawią się dzieci, a tu z boku dobiega mnie szloch dziewczęcy. Patrzę, a tam przy murku długo- i ciemnowłosa dziewczyna z wielką chusteczką, chustą właściwie, z równie wielką torbą płacze i wciąż ociera sobie oczy. Jako mężczyzna, gentelman, nie mogłem przejść sobie tak spokojnie, obojętnie i bezdusznie. Zawsze strasznie się denerwuję, gdy w moim otoczeniu znajdują się płaczące dziewczęta, kobiety i w ogóle przedstawicielki płci przeciwnej. Tak już mam ? trochę przedpotopowy chyba jestem. Podszedłem, przytuliłem i porozmawiałem z dziewczyną – chciałem jej pomóc. Miała na imię Olga, zlikwidowali właśnie sklep, w którym miała kupić super-prezent dla swojej babci i płacze, bo nie wie co robić dalej. Pomyślałem, że trochę to śmieszny powód do płaczu, ale kobiety takie już są: w bardzo dziwnych sytuacjach, jak to się mówi, potrafią nagle znajdywać się w kropce. Postanowiłem zrobić coś z tym brakiem prezentu, a co za tym idzie powrót do domu oddalił się w bliżej nieokreśloną przyszłość. – Pani Olgo, jeśli pojedzie pani ze mną, to będzie pani miała super prezent.
Dziewczyna się ucieszyła, uśmiechnęła, pod nosem powiedziała: raz kozie śmierć i chwyciła mnie pod rękę. Poszliśmy na przystanek linii nr 5 na ulicy Wrocławskiej. Tramwaj przyjechał po chwili. Wsiedliśmy. Dopiero tam Olga spytała gdzie jedziemy. Zacząłem referować jej mój pomysł.
Na ulicę Głogowskiej, koło Rynku Łazarskiego, znajduje się sklep o nazwie DecoStyl, a właściwie firma o nazwie DecoStyl. Koncentruje się na firanach i zasłonach, ale inne rzeczy związane z wyposażeniem wnętrz też można tam kupić.
– Co? Przecież nie kupię babci firanki, bo by mnie przeklęła. Uważa się za wspaniałą dekoratorkę wnętrz, więc u niej w domu nic nie wymaga poprawek… Tak myśli.
Wobec tego stanu rzeczy zacząłem mieć niejakie wątpliwości. Co jeśli babcia lubi haftować? Wtedy cały pomysł spaliłby na panewce. Na szczęście, w nieszczęściu chyba, okazało się, że babcia, oczywiście, była znakomitą hafciarką, ale kiedy jej oczy były jeszcze zdrowe. Teraz, nie widząc tak jak dawniej, jest znawcą, który tylko ocenia cudze hafty. Przy czym jest tu recenzentem, wobec całej jej wybredności, bardzo spolegliwym. Nikt nie wie dlaczego. Wobec tego wszystkiego mój pomysł zaczął znów nabierać rumieńców, uśmiechać się do mnie i machać ręką chcąc być przedstawionym. Cóż miałem robić?
Ponieważ babcia miała na imię Helena, zapytałem Olgi, co by powiedziała na piękną poduszeczkę z wyhaftowanym napisem: Podusia Halinki? Dziewczynie z wrażenia oczy zrobiły się duże, okrągłe i lśniące ? piękne, ciemnoniebieskie, prawie granatowe. Wtedy zacząłem opowiadać jej jak to kiedyś zrobiłem zakręcony prezent mojej bratanicy Amelii. Zupełnie przypadkiem trafiłem do DecoStylu. Przechodziłem ulicą i zauważyłem na drzwiach napis: Haftujemy imiona na ręcznikach. Pomyślałem, że to jest coś, tym bardziej, że zbliżały się piąte urodziny Amelki. Wszedłem i po konsultacjach z panią Jolantą Woźniak, właścicielką DecoStylu, od której szybko dostałem wizytówkę, zamówiłem piękny żółty ręcznik. Już miałem wychodzić, ale coś mnie tknęło i zapytałem, czy na innych rzeczach też haftują imiona.
– Na czym tylko pan chce, ale nie na firankach, bo faktura materiału jest raczej niesprzyjająca.
– To ja zmieniam zamówienie. Koniecznie!
I w ten sposób Amelka dostała poduszkę z napisem: Podusia Amelki. Jest cała szczęśliwa i wciąż, od prawie dwóch lat, sypia tylko na niej. Inne poduszki stale odsuwa. Jej mama wciąż musi prać ją i suszyć w błyskawicznym tempie.
Zaproponowałem taki sam napis dla babci Halinki, i mimo że właśnie wysiadaliśmy z tramwaju pokonując te parę stopni w dół, nam zaczęły się schody pod gorę. Babcia bowiem jest ?osobą nieprzystosowaną i od dziecka śpi bez poduszki wprost na prześcieradle?, czyli poducha odpada. Trzeba zobaczyć ofertę i wybrać coś innego. Zobaczymy.
Sklep jest od razu przy przystanku, więc zaraz byliśmy na miejscu. Olga okazała się bardzo wybredną, a nawet trochę kapryśną klientką. Ma to chyba po babci. Po długich rozmyślaniach, wybieraniach i targach stanęło na serwetce z imieniem Halina na czterech rogach, choć poważnie brany był pod uwagę również duży biały obrus też z imieniem na rogach. Później Olga zrobiła właściwie to, co ja przy mojej pierwszej bytności w sklepie. Otworzyła drzwi i w tym momencie się odwróciła wołając:
– Ja jednak zmieniam zamówienie. Koniecznie!
Wszyscy się do niej odwrócili, a Olga uśmiechnęła się i porozumiewawczo puściła do mnie oko, po czym grzecznie się uśmiechnęła.
– Przecież babcia używa poduszki do czytania przed snem.
I w ten oto sposób zamówiliśmy dużą dość ? granatową, bo babcia uwielbia ten kolor – poduszkę z kremowym napisem: Czytelnicza poducha babci Halinki.
P.S. Strona internetowa Decostylu: http://decostyl.com.pl/.