Idziemy do muzeum i to nie byle jakiego, bo Narodowego w Poznaniu, które jest staruszkiem i ma już 150 lat. Poza tym to jedno z największych i najważniejszych tego typu miejsc w Polsce. To zobowiązuje, tak nas jako gości, jak i muzeum jako instytucję.
Wchodzimy do jego wciąż jeszcze nowej części, która znajduje się obok tej historycznej, przy Alei Marcinkowskiego. Kupujemy bilet, pokonujemy kilka świecących i błyszczących schodków, a u góry ogarnia nas ta wspaniała kulturalna atmosfera. Żyć, nie umierać. I co dalej?
Dalej bywa różnie. Zwiedzamy i podziwiamy bowiem część muzeum poświęconą sztuce współczesnej, a ta od zawsze wzbudzała kontrowersje. Można dużo dyskutować na jej temat. Zawsze tak było, jest i będzie.
Wojciech Fangor M 89, olej na płótnie, 168 x 168 cm, 1967r
Całość jest podzielona na kilka działów, w dużej mierze zależnie od zastosowanej techniki malarskiej. Wszystkie dzieła mają jednak jedną cechę wspólną. Każde chce, emanuje wręcz pragnieniem, zszokowania swojego widza i podziwiacza. Generalnie bowiem współczesna sztuka nie opiera się na konkretnym temacie. Aby zatem oddziaływać jakoś na odbiorcę, musi przekazując swoje przesłanie i podkreślając swą oryginalność, wywierzeć wpływ na jego uczucia.
Przy pewnym obrazie, którego na początku nie widziałem dokładnie – w polu widzenia miałem tylko jego ramę, stała grupka dzieci z opiekunem. Pewnie szkolna wycieczka. Dowód, że kultura nie pójdzie chyba w zapomnienie. Dzieci zachowywały się dość głośno, jak to zwykle małe szkraby z podstawówki.
– A ja też bym tak umiała. ? krzyknęła dziewczynka w czerwonym sweterku wyciągając swój prawy palec wskazujący w stronę obrazu.
– E tam, ja zrobiłbym to lepiej! ? odwrzasnął jej chłopiec bez czerwonego sweterka. Ten osiągnął już wyższy stopień wychowania, bo rękę trzymał przy sobie.
Czekamy sobie, aż wycieczka sobie pójdzie, a co za tym idzie, wokół obrazu zrobi się pusto, podchodzimy zobaczyć co dziewczynka umiałaby namalować tak samo, a chłopiec zrobiłby lepiej, i jesteśmy zakłopotani. Dlaczego?
To proste. Obraz, przed którym stoimy właściwie wcale nie jest obrazem. Dzieło możemy opisać jako coś na wskroś abstrakcyjnego. Nie ma w ogóle rozgraniczenia płótna od ramy, a co najważniejsze w punkcie centralnym jest wielka dziura. Co to jest? Patrzymy na podpis. Jacek Sampoliński, ?Czaszka?. Jesteśmy na wystawie sztuki współczesnej, szukamy więc w tym dziele, prawie ze świeczką w ręce, jakiegoś przesłania, ale trudno je znaleźć. Obraz jest bardzo nieestetyczny, wydaje się wręcz, że całość z ramy wychodzi. Czy to czaszka bez mózgu? Ma nam przynieść catharsis? Nie wiemy, otrząsamy się z zakłopotania tym, że dyrekcja muzeum zdecydowała się ten obraz powiesić i idziemy dalej.
Dalej już nie jest tak strasznie. Podziwiamy w końcu kolekcję polskiej sztuki po II Wojnie Światowej oraz tej najnowszej. Oglądamy płótna Tadeusza Kantora, Jerzego Nowosielskiego, Henryka Stażewskiego, Stefana Gierowskiego, który nie nadaje swoim pracom tytułów, lecz nazywa je ?Obrazami? i numeruje cyframi rzymskimi. Są też dzieła Wojciecha Fangora, twórcy serii obrazów z charakterystycznymi kołami i falami, wywołującymi efekty optyczne podobne do uzyskiwanych w sztuce pop-art. Próbkę tych dzieł mamy na początku artykułu.