Arkadiusz Jakubik zrobił film o miłości, romans właściwie. Jednak historia, którą opowiada tak naprawdę poświęcona jest procesowi tworzenia.
?Prosta historia o miłości? opowiada również o wpływie fikcji na rzeczywistość i pomieszaniu dwóch światów, tego pierwszego artystę otaczającego i drugiego – przez niego kreowanego.
Historia:
Dwoje scenarzystów podczas podróży pociągiem na Hel opowiada nam historię kobiety i mężczyzny. Na oczach widzów próbują stworzyć fabułę scenariusza filmowego: prostej historii o miłości. Mamy więc kobietę (Marta) i mężczyznę (Aleks) oraz historię ich przypadkowego spotkania podczas pierwszego dnia wakacji, na trasie Łódź Kaliska ? Hel. Aleks i Marta zaczynają rozmawiać. Na początku właściwie o niczym, bo ich rozmowa ślizga się po powierzchni, gładko przeskakuje z tematu na temat, wydaje się błaha i do bólu zwyczajna. Jednak z czasem zmienia się w coś więcej. W intymność tego spotkania i rodzącego się uczucia niespodziewanie ingeruje okrzyk reżysera (Patryk). Jesteśmy na planie filmowym.
Szczegóły:
reżyseria: Arkadiusz Jakubik
scenariusz: Maciej Sobieszczański
premiera: 19 listopada 2010 (Polska) 25 maja 2010 (Świat)
produkcja: Polska
gatunek: Romans
Obsada: Arkadiusz Jakubik, Rafał Maćkowiak, Bartłomiej Topa, Magdalena Popławska
Arkadiusz Jakubik to świetny reżyser
Znany, chociażby z ról w filmach Wojciecha Smarzowskiego, aktor Arkadiusz Jakubik nie tylko gra, ale też tworzy. Wymyśla scenariusze, pisze i reżyseruje sztuki teatralne. Kręci też filmy. I tak jego pierwszy pełnometrażowy projekt czyli „Prosta historia o miłości” jest nie tylko ciekawą realizacją, ale też naprawdę udanym przedsięwzięciem.
Tymczasem prosta historia wcale nie jest taka prosta. Owszem rzecz w gestii uczuć, suma sumarum, sprowadza się do oczywistych mechanizmów, a nawet schematów, jednak rzeczy wcale nie są takie jednoznaczne i klarowne od samego początku. Historia, którą opowiada Jakubik poświęcona jest procesowi tworzenia, wpływie fikcji na rzeczywistość i na odwrót, pomieszania dwóch światów, tego otaczającego artystę i przez niego kreowanego. Jest wreszcie rozprawą o samym twórcy, jego duszy, a może jedynie charakterze, o pozach, minach i maskach. Oczywiście o miłości, gdyż to ona głównie wszystko determinuje i jest tą siłą napędową, sprawczą. Film reżysera/aktora/scenarzysty to opowieść o nim samym, ale też ludziach, których zna, którzy go otaczają, którzy tworzą tak zwane „środowisko”. Wszystko zaś jest mieszaniną konwencji, stylów i smaków. Jakubik uprawia popularną grę filmu w filmie, ale też teatru w filmie i filmu w teatrze. Czerpie z takich czarodziei, jak chociażby Lars von Trier, wykorzystując scenograficzne rozwiązania rodem z „Manderlay”. Inspiruje się też samym Woodym Allenem, który sam często brał na „warsztat”, akurat nowojorską bohemę. Przy tym pomysłodawca „Prostej historii…” w żadnym razie nie jest bezrefleksyjnym plagiatorem. Nie. Pozostaje sobą. Ba, bawi się doskonale zanurzając się w swoich bohaterów, którzy to są nim, to znów sami kreują kolejne postaci na filmowym planie.
Ta mnogość formy – para scenarzystów, którzy powołują do życia rozgrywaną na ekranie fabułę, czasem też, jak to narratorzy, ale i obserwatorzy-badacze, którzy sami do końca nie wiedzą gdzie to ich doprowadzi, przemykają przez kadr czy postaci filmu czyli aktorzy, ale jednocześnie żywi ludzie raz grający, raz to „robiący”… Cały ten miszmasz ma nam dowieść, że życie i teatr czy w ogóle sztuka, to tak naprawdę jedno i to samo. Potrzeba kreacji jest w nas. Każdy pisze własny scenariusz, własną historię miłosną. Są to marzenia, pragnienia czy to bycia wielki artystą, popularnym aktorem, cenionym reżyserem, jak i bycia kochanym, kochaną.
Niewątpliwie obraz ten jest czymś oryginalnym, mimo „zapożyczeń”. Jakubik z żelazną konsekwencją, ale też matematyczną precyzją przeprowadza całą intrygę. Przy tym jest to doskonała robota montażowa i w ogóle koncepcyjna. Mamy tu inteligentny, wysublimowany żart, ale też tony jak najbardziej serio. Całość sprawia niezwykle sugestywne wrażenie i jest po prostu bardzo miłą niespodzianką kina autorskiego, które nie grzęźnie w artystowskiej manierze czy pseudointelektualnej manifestacji. A na koniec, co również warte zaznaczenia, doskonale to wszystko jest zagrane. To się naprawdę ogląda!
Artur Cichmiński