O konserwatorce zakochanej w zespole

W tę niedzielę, 20 marca 2011, w Auli Novej Akademii Muzycznej odbył się koncert charytatywny ?Wiosna na pięciolini? zorganizowany przez Lions Club w Poznaniu. Brał w nim udział znany nam już z październikowej Nocy Chopinów 2010 Acoustic Brass Quintet pod zmienioną nazwą – Varsovia Brass Quintet i właśnie na niego, z pewną warszawianką, Dominiką Krotochwilną, chcemy zwrócić Państwa uwagę.
Panią Dominikę Krotochwilną udało mi się, że tak powiem, dopaść chwilę po koncercie, a wybrałam ją dlatego, że podczas kiedy grał Varsovia Brass Quintet, siedziała cały czas uśmiechnięta i z zamkniętymi oczami. Przeżywa, pomyślałam, trzeba by podpytać cóż takiego wprawia ją w zachwyt. Zapytałam i wygrałam ? postanowiłam nawet oddać jej głos w końcowej części artykułu. Przekonają się Państwo, że warto posłuchać co też ma do powiedzenia.

Zacznijmy jednak od informacji podstawowych. ?Wiosna na pięciolini? była koncertem na rzecz dzieci z dystrofią mięśniową. Wystąpili w nim: Till Schwabenbauer ? młody dyrygent z Niemiec, który w Poznaniu występował gościnnie, Maciej Strzelecki ? skrzypek przygotowujący się do tegorocznej edycji Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego, wychowanek Poznańskiej Akademii Muzycznej, młoda, bo zaledwie 7-letnia, orkiestra Sinfonietta Polonia, wspomniany już Varsovia Brass Quintet ze swoim ulubionym pianistą – Mirosławem Feldgebelem i Akademicki Kwintet Jazzowy. Konferansjerkę uprawiali zgodnie Grażyna Czerwińska, która sama grała na fortepianie w czasie jednego utworu i Adam Czymbor, który na fortepianie nie grał, bo głos miał jak dzwon i to wystarczyło. O szczegółach programowych pisać nie będę, bo znawcą nie jestem. Wiem jedno – pięknie było.

Zachwyt

Dominika Krotochwilna jest prawdziwą fanką Varsovia Brass Quintet. Typowym, wręcz słownikowym, jej przykładem. Z powodu zespołu, ale tylko i wyłącznie przez wzgląd na ich muzykę ? nie zakochała się w żadnym z jego członków, ani nic z tych rzeczy, zresztą oni wszyscy są żonaci, a miłość platoniczna jest bez sensu – tak odebrało jej rozum, że jeździ za nimi po całej Polsce, żeby posłuchać ich gry. Nigdy nie rozmawiała z żadnym z członków, choć myślała kiedyś, żeby zagadać po którymś koncercie do waltornisty, szefa kwintetu, Jacka Juszczaka, puzonisty Tomka Dworakowskiego bądź też grającego na tubie Lubomira Mulika.
– Uwielbiam tego Lubusia przez jego imię. Jest naprawdę słodkie. To prawie Pączuś, a pączki przecież słodkie są.

– A reszta Varsovii?
Do pozostałych członków kwintetu – grających na trąbkach Tomka Kirszlinga i Sławka Cichora ? jakoś tak mnie nie ciągnie. Trąbka to dość pospolity instrument. Nawet w kwintecie blaszanym. Nigdy jednak tego ? rozmowy z którymś z członków kwintetu – nie przeprowadziłam. Oni chyba nawet nie wiedzą o moim istnieniu, bo zawsze siadam z tyłu.

– Jest Pani cieniem?
W pewnym sensie tak. Śmieję się czasami, że taki mój los.

– Jeździ Pani z nimi tylko po Polsce?
Nie, w kwietniu 2009 roku pojechałam za Acoustic Brass Quintet do Gruzji na ich pierwsze tournee zagraniczne. Dali tam wtedy aż trzy koncerty, a studenci z Uniwersytetu Muzycznego w Tbilisi, którzy uczestniczyli w jednym z nich, byli nimi tak zachwyceni, że sami utworzyli lokalny kwintet blaszany. Ja im się wcale nie dziwię. Gdybym umiała grać, albo chociaż kształciła się w tym kierunku… Ale nie, jednak bardziej kocham farby i malarstwo. Jestem konserwatorką dzieł sztuki.

Imienna metamorfoza

Stało się to cały miesiąc temu. Nazwa Acoustic Brass Quintet zaczęła zbyt mocno pachnieć zespołowi, a zwłaszcza jego szefowi, Jackowi Juszczakowi, chałturą. Zamarzył on, a zespół wraz z nim, o większym prestiżu i postanowił – zespół oczywiście podjął również tę samą decyzję – na ważnych koncertach nazywać się Varsovia Brass Quintet. Dla większego prestiżu. Jako rodowitej warszawiance podoba mi się ta zmiana nazwy. Nawet bardzo. Jednak Acoustic Brass Quintet było w porządku, a zresztą według mnie, wyraz chałtura nijak się ma do rodzaju muzyki, jaki kwintet uprawia, czyli szeroko rozumianej muzyki klasycznej. Fakt – ich repertuar jest bardzo bogaty i obejmuje melodie filmowe, standardy jazzowe i utwory gwiazd muzyki rozrywkowej. Może więc tu, w tej rozrywce, jest pies pogrzebany, a ja się mylę? Jeśli ktoś siedzi w czymś tak na co dzień, zawsze wie więcej i czuje więcej niż taki zwykły sympatyk jak ja. Poza tym oni wszyscy grają w orkiestrach, więc wiedzą, co w muzyce rangę ma, a co nie.

Na koniec nie mogę nie wspomnieć o polskim Forreście Gumpie ? tak naprawdę kocham ten film z Tomem Hanksem ? oczywiście, tu w Polsce, mam na myśli Janka Kaniewskiego, listonosza z serialu ?Doręczyciel?, a właściwie Artura Barcisia, czyli aktora, który wcielił się w jego rolę. Kwintet współpracował kiedyś z nim i Artur miał okazję poznać bliżej ich samych, instrumenty, na których grają oraz muzykę przez nich wykonywaną. Powiedział potem tak: znakomici, niezwykli i oryginalni muzycy. Pełny profesjonalizm, a przy tym praca w przemiłej atmosferze. Z przyjemnością będę współpracował z nimi ponownie. Cóż… ja tam nigdy z nimi nie pracowałam, nie dostąpiłam tego zaszczytu, bo jak? Ale pewna jestem, że profesjonalistami są i bardzo cieszy mnie ta opinia.

x

Zobasz także

Jak Paderewski do Poznania

Liczni pasażerowie na poznańskim Dworcu Głównym PKP w Poznaniu byli w niedziele 15 grudnia, grubo ...