Dom Bretanii zaprasza uczniów szkół podstawowych, gimnazjów i liceów z Poznania i Wielkopolski do udziału w XI Konkursie Plastycznym pt. ?A to jest dla mnie Francja właśnie…?. Tegorocznym tematem jest ilustracja do bretońskiej baśni pt. ?Dlaczego puszczyk robi hu!hu! a sowa ha!ha!?. Czas nadsyłania prac: 18 lutego 2011.
Regulamin konkursu:
1. Tematem Konkursu jest ilustracja do bretońskiej baśni pt. ?Dlaczego puszczyk robi hu! hu! a sowa ha! ha!? z tomu ?Bretania. Baśnie?. Tekst baśni dostępny jest niżej.
2. Konkurs jest adresowany do uczniów szkół podstawowych, gimnazjów i liceów z Poznania i Wielkopolski. Konkurs nie ogranicza uczestników tylko do uczniów uczących się języka francuskiego. Prace będą oceniane w trzech kategoriach wiekowych.
3. Jest to konkurs na pracę malarską lub rysunkową na papierze i tylko takie prace będą oceniane. Prace wyklejane, malowane na szkle, z nietrwałych materiałów itd. są efektowne, lecz nietrwałe i łatwo ulegają uszkodzeniom
4. Dopuszczalne formaty: A4, A3, A2 (format A2 ma wymiary 84×42 cm).
5. W ocenie pracy będą brane pod uwagę: pomysł, staranność wykonania i wartości artystyczne.
6. Prace należy nadsyłać lub dostarczyć osobiście do Domu Bretanii do dnia 18 lutego. Na odwrocie pracy muszą znajdować się następujące czytelne informacje:
imię i nazwisko ucznia, wiek, klasa, nazwa szkoły, adres szkoły. Jeżeli dziecko uczy się języka francuskiego, należy podać nazwisko nauczyciela.
7. Laureaci konkursu i ich nauczyciele będą zaproszeni w marcu na uroczystość rozdania nagród połączoną z otwarciem wystawy najlepszych prac.
8. Prace biorące udział w konkursie nie będą zwracane autorom.
9. W przypadku pytań i wątpliwości dotyczących regulaminu można kontaktować się z organizatorem telefonicznie (61 851 68 51) lub e-mailo (kultura@dombretanii.org.pl).
BAŚŃ ?DLACZEGO PUSZCZYK ROBI HU! HU! A SOWA HA! HA!?
U stóp wzgórza Saint-Rivalain, wśród drzew i dzikich kolcolistów chętnie zwilżających swe kolce w wodach rzeki Blavet, w ubogiej lepiance zwanej ?Szczurzą norą? żyło dwoje biedaków. On zajmował się rybołówstwem, ona przędła. Zdarzało się i to wcale nierzadko, że nie było w chałupie ani ryb ani wełny na sprzedaż, toteż nie zawsze mogli najeść się do syta.
Pewnego dnia, kiedy rybak poszedł zarzucić swą sieć w najgłębsze miejsce rzeki, szczęście, którego zazwyczaj mu brakowało, zgotowało mu prawdziwą niespodziankę. Zauważył w swej sieci rybę tak wielką, że zaczęła tamować wodę w rzece. Nie można było nawet marzyć o tym, by ją wyciągnąć na brzeg lub przeciągnąć w inne miejsce. Olbrzym szarpał się i rzucał z taką siłą, że o mały włos nie przewrócił rybaka.
– Musi to być sam diabeł! ? pomyślał rybak. ? Tym gorzej dla niego. Diabeł czy nie diabeł, jest mój i muszę go mieć.
Miał przy sobie strzelbę. Z braku ołowiu załadował ją dwoma żołędziami i dał ognia. Ryba wyskoczyła w powietrze i martwa wpadła z powrotem do wody. Mimo swego podeszłego wieku rybak w życiu nie widział nic tak dziwnego.
– Muszę iść czym prędzej po żonę ? rzekł do siebie wracając do domu ? samemu nigdy nie uda mi się dowlec ryby do naszej ?Szczurzej nory?. Nawet nie jestem pewien, czy we dwoje damy radę.
Następnego dnia o świcie razem udali się nad rzekę. Rybak nie mógł powstrzymać okrzyku zdziwienia ? ryby już nie było. Na jej miejscu z wody wyrastały dwa drzewa. W ciągu jednej nocy z żołędzi wyrosły dwa gigantyczne dęby, które gałęziami dosięgały sklepienia niebieskiego.
– To zupełnie niesamowite ? rzekł stary rybak. ? W tym, co ujrzałem wczoraj, z całą pewnością maczał palce diabeł, a dzisiaj czyni to niewątpliwie sam Bóg. Jeśli jednak sprawił, że wyrosły tu tak wielkie drzewa, sięgające aż do bram Jego pałacu, to znaczy, że zaprasza nas do siebie. Żono, posłuchaj, ty żyjesz w przyjaźni z Bogiem skoro całe godziny spędzasz na odmawianiu pacierzy, wdrap no się do Niego. Opowiesz mu o biedzie, jaką klepiemy. Wytłumacz mu, że dzieża jest pusta i że gdyby w swej dobroci zechciał nam przyznać wielki bochen białego chleba i butelkę najlepszego cydru ze swych piwnic, bylibyśmy wielce zobowiązani.
– W moim wieku mam się wspinać tak wysoko? ? zaoponowała staruszka ? Czy sądzisz, że dam radę?
– Chociaż spróbuj ? zachęcił starzec upierając się przy swoim pomyśle.
Staruszka zaczęła się więc wdrapywać na drzewo ? żona powinna przecież słuchać męża. Na początku wcale jej nie szło: od lat nie miała już przecież nóg dwudziestolatki. Powolutku jednak posuwała się do przodu. Wydawało się nawet, że im była wyżej, tym szybciej się wspinała. Wkrótce do jej uszu dochodzić zaczęły słodkie śpiewy i dźwięki jakiejś olbrzymiej orkiestry. Słychać było niekończące się Alleluja i Sanctus. A więc znalazła się u bram raju. Drzwi były lekko uchylone, a na progu stał św. Piotr i zażywał świeżego powietrza obserwując ptaki na lazurowym nieboskłonie. Można wyobrazić sobie jego zdziwienie, kiedy nagle ujrzał wyłaniającą się spośród listowia głowę naszej staruszki.
– Starowinka ze ?Szczurzej nory? tutaj? ? wykrzyknął. ? O ile wiem, nie oznajmiłem jeszcze, że twoja godzina wybiła. Czegóż tu szukasz?
– Chcę, Panie święty Piotrze ? odrzekła staruszka z szacunkiem ? rozmawiać z Gospodarzem.
– Rozmawiać z Gospodarzem, rozmawiać z Gospodarzem ? zamruczał przez zaciśnięte zęby portier bramy niebieskiej. – Czy sądzisz, że przyznaje się widzenie pierwszemu lepszemu? Powiedz najpierw, o co chodzi, a przekażę sprawę.
– Nie i nie ? odrzekła kobieta. ? U nas się uważa, że lepiej zwrócić się do samego Boga niż do jego świętych, a ponieważ już tu jestem, to zależy mi, by Jemu osobiście przedłożyć mą prośbę.
Twarz świętego spoważniała. Wyraźnie było widać, że poczuł się urażony.
– Oznajmiam, że nie jest to możliwe i że nie wejdziesz.
– A ja zapewniam, że to jest możliwe, ponieważ to sam Bóg mi podsunął tę myśl.
– Sam Bóg? Kłamiesz!
– Nie!
– Tak!
Dyskusja stawała się coraz gwałtowniejsza, ponieważ jedna i druga strona upierała się przy swoim. Na szczęście Gospodarz osobiście interweniował. Nie był przyzwyczajony do tego, by u bram nieba prowadzono rozmowy tak ostrym tonem i osobiście chciał zaprowadzić porządek. Rozpoznał staruszkę ze ?Szczurzej nory?.
– Jakże to! ? wykrzyknął. ? Ty, taka pobożna, ośmielasz się krzyczeć na najważniejszego z moich apostołów?
Staruszka padła na kolana.
– O, mój Boże ? wyszeptała ? zechciej mi wybaczyć. Jednak, dlaczego święty Piotr zajmuje się nie swoimi sprawami? Czyż sam nie powiedziałeś w Modlitwie Pańskiej, że jeśli będzie nam brakować chleba powszedniego, mamy zwrócić się w tej sprawie do Ciebie, Ojca niebieskiego? Czy coś się zmieniło i teraz muszę się przedstawiać moją prośbę portierowi raju?
Bóg uśmiechnął się.
– Nie ? oznajmił ? nic się nie zmieniło. Moje słowa nie przemijają. Jednak, czyżbyście czegoś potrzebowali w ?Szczurzej norze??
Staruszka wykrzyknęła:
– Mój Boże: czy potrzebujemy czegoś? Potrzebujemy wszystkiego, ponieważ niczego już nie mamy. Na dodatek, przybyło nam lat, i mnie i mojemu mężowi, a więc nie możemy już pracować. Gdybyś zatem zechciał dać nam chleba naszego powszedniego, a nawet cydru naszego codziennego, bylibyśmy szczęśliwi.
– Niech się stanie zgodnie z twoim pragnieniem! ? zarządził Bóg. ? Odtąd będziecie jeść i pić do sytości.
Przepełniona radością kobiecina pospiesznie zaczęła zsuwać się po gałęziach, a kiedy znalazła się na ziemi ? pędzić co sił w nogach do domu wołając:
– Mężu, mężu, jesteśmy uratowani!
Na progu zatrzymał ją nieoczekiwany widok. Na stole leżał piękny bochen białego chleba, wkoło niego zaś stały butelki złocistego cydru. Bóg był od niej szybszy! Niestety, diabeł również: jej mąż zdążył już bowiem opróżnić parę butelek, a napój uderzyć mu do głowy i poplątać język.
Od tego dnia w ?Szczurzej norze? zbyt często jedzono i pito do sytości, a może nawet więcej niż do sytości.
Na nieszczęście, nawet najlepsze rzeczy po jakimś czasie nużą się człowiekowi. Tak też i nasi staruszkowie stwierdzili, że ich menu jest zbyt mało urozmaicone.
– Gdybyś tak zechciała jeszcze raz wdrapać się na szczyt drzewa ? zaproponował starzec ? i poprosić Boga, by dorzucił do naszego chleba choć trochę masła i słoniny, a do naszego cydru kilka butelek wina.
– Chętnie to uczynię ? odrzekła stara ? skoro znam już drogę…
Tym razem na widok kobieciny na twarzy Boga pojawił się nieznaczny grymas niezadowolenia. Bo przecież, jeśli rzeczywiście przyrzekł, że ktokolwiek go poprosi, otrzyma chleba powszedniego, nigdy nie przyrzekał, że da też masła, słoniny, a zwłaszcza wina.
Pomyślał jednak, że nie powinien odrzucać prośby. Staruszka otrzymała zatem to, czego pragnęła. Odtąd w ?Szczurzej norze? życie płynęło radośnie. Tak radośnie, że przestano zajmować się innymi sprawami. Starzec nie myślał już o niczym innym, jak o piciu, staruszka przestała się modlić. Zdecydowanie, dobrobyt jest złym doradcą.
Po sześciu miesiącach hulanek w głowie rybaka, pod wpływem cydru, wina, a z pewnością i diabła, zaczęły rodzić się najdziwniejsze pomysły.
– Dobrze móc jeść i pić do sytości ? rzekł któregoś dnia do swej żony – jednak to mi nie wystarcza. Jesteś z Bogiem w lepszej komitywie. Ośmielisz się prosić o wszystko. Poproś go, by na kwadrans ustąpił mi swojego miejsca, a tobie miejsca Matki Bożej. Po życiu pełnym upokorzeń i biedy w naszej ?Szczurzej norze?, nie pogniewałbym się, mogąc być przez chwilę panem raju.
– Spytam go ? odrzekła kobieta i jeszcze raz zaczęła się wspinać po drzewie w stronę miejsca przebywania świętych.
Bóg czekał na nią na progu. Na jego twarzy nie było uśmiechu, a w oczach zamiast zwykłej dla niego dobroci błyskały płomyki gniewu.
– Zatrzymaj się, kobieto ? powiedział. ? Wiem, jaki jest cel twojej wizyty i zaraz dam ci odpowiedź na twoją prośbę. Nie wystarczyło tobie i twojemu mężowi, że daję wam to co niezbędne do życia, a nawet to co zbyteczne. Teraz zaś grzeszycie zarozumiałością i na podobieństwo Lucyfera chcecie stać się panami nieba. I tak jak upadły anioł, zostaniecie ukarani. Marzy wam się królowanie? Będziecie królować, jednak w ciemności. Staniecie się królem i królową nocnych ptaków. Twój mąż zamieni się w puszczyka, ty zaś w sowę. Niech się tak stanie!
Bóg miał twarz tak zagniewaną, że biedna stara nie ośmieliła się odezwać słowem. Wyrwał jej się tylko okrzyk rozpaczy: ha! ha! Przez całą drogę powrotną nie udawało jej się wymówić nic innego, jak tylko Ha! ha!
Kiedy ujrzała swego męża, ogarnęło ją przerażenie i nowe ha! ha! wyrwały jej się z ust: mąż stał się puszczykiem. Kiedy on z kolei zobaczył swą żonę-sowę, ze złości zaczął wykrzykiwać: hu! hu!.
Obydwoje natychmiast opuścili ?Szczurzą norę? i przenieśli się do lasu. Tam też mieszkają po dziś dzień. Stali się królem i królową nocnych ptaków.
Nocą, w godzinie największej ciemności, kiedy ciszę mąci tylko szelest listowia i śpiew cykad, nagle rozlega się posępny głos jednego: hu! hu! i drugiego: ha! ha!. Wędrujący leśnymi drogami wieśniacy nie mogą opanować uczucia strachu:
– Aha, to dziad i baba ze ?Szczurzej nory? ? mruczą pod nosem. ? Co za paskudne stworzenia.