Jak opisać miejsce, które nie tracąc swego klimatu, robi z Chopina jazzmana, płonie złotem Kopuły na Skale, prowokuje uzbrojonymi dziećmi? Co ma wspólnego pojezuickie kolegium z Indianami Guarani? I jak przekonać ogół, że katolicki to znaczy powszechny, czyli otwarty na cały świat? Właśnie dlatego warto osobiście wybrać się do Cafe Misja…
Fotografia na stronie głównej przedstawia część ul. Gołębiej, a właściwie placu Kolegiackiego, z widokiem na Cafe Misja. Autorem obu zdjęć w artykule jest też sam autor tekstu, Tomasz Durczak.
Idąc ulicą Gołębią od monumentalnego kościoła farnego w kierunku Urzędu Miejskiego, można przeoczyć wieżę bramną z 1737 roku. Ta barokowa wieża (jej urok można docenić nadchodząc od ul. Klasztornej) stanowi północne niskie skrzydło dawnego Kolegium Jezuickiego i prowadzi wprost na dziedziniec. Lecz jeśli skręcić w bramę, a następnie w krużganek, wkraczamy w inny świat. W upalne lato wita nas orzeźwiający chłód potężnych murów, w zimowy dzień ? podobny do dzisiejszego ?ciepło kominka. Cafe Misja urzeka prostotą i skromnością wystroju, która domową, przyjazną atmosferą przyciąga stałych klientów. Jak mówi Bernadeta, menadżer tego miejsca: tu się przychodzi, aby odpocząć, pobyć w spokoju, delektować się aurą. Tu można poczytać książkę, zjeść coś dobrego i wypić kawę. Czy podobnie nie jest w innych kawiarniach, spyta ktoś. Nie w każdej uraczą was prawdziwe domowymi wypiekami, które przygotowuje mama Tomka Jankowskiego, jednego z szefów. I zaręczam, że są wyśmienite (z ręką na sercu polecić mogę Boski Karmel). A lektur nie trzeba przynosić ze sobą, lecz można zagłębić się w zbiorach, spoczywających na półkach w oczekiwaniu na spragnionych słowa wędrowców.
Zamawiam specjalność kawiarni herbatę yerba mate. Czy przygotowujecie ją według właściwego przepisu? ? pytam uśmiechniętą dziewczynę, która przyjmuje zamówienie. Potwierdza, że nie parzy się jej wrzątkiem i że stosują dolewki: Trzecia smakuje najlepiej – dodaje. W oczekiwaniu na napar z Ameryki Południowej śledzę drugie oblicze Misji…
Ludzie to podstawa
Drugie oblicze? Raczej wiele twarzy, które mieszczą się pod wspólnym szyldem Centrum Kultury Fara. A Centrum Kultury (i kultura w ogóle) to przede wszystkim ludzie, którzy ją tworzą. Pijąc yerba mate i próbując się przyzwyczaić do tego niecodziennego smaku (przy pierwszym zetknięciu z mate mam identyczne odczucia jak Wojciech Cejrowski), oddałem się rozmowie z wspomnianym już Tomkiem. Jeszcze przed rokiem pomieszczenia te stały bezużyteczne. To co możemy zobaczyć dzisiaj to w 90% praca jego i drugiego z inicjatorów, Marcina Kaźmierskiego. Na początku chodziło ?tylko? o miejsce dla spotkań biznesowych, lecz wizję tę wsparł ks. proboszcz Wojciech Wolniewicz. Możliwość działania w tej zabytkowej i chrześcijańskiej przestrzeni, sama ukierunkowała jej charakter. W końcu ? jak mówi Tomek ? mamy to miejsce po jezuitach, którzy byli wielkimi misjonarzami. I dodaje: gdyby Pan Bóg nie wybrał sobie tego miejsca na ewangelizację, nic byśmy tu nie zdziałali. I tak to mając swoją misję ? czy jak wolą inni zadanie, albo ideę ? urzeczywistnili ją. Aż chce się powtórzyć: pielęgnujcie świetlane pomysły – słowa pani dr Wandy Błeńskiej, która również gościła w tych pojezuickich murach, podczas obchodów Tygodnia Misyjnego i 100-lecia Akademickiego Koła Misjologicznego.
Ktoś, kto czuje własne drogę (czy nie będzie zbyt górnolotne powiedzieć powołanie?), widzi cel do którego dąży, pomaga innym w wypełnieniu jego misji. Nie znaczy to, że CK Fara zamknięty jest tylko na katolickich twórców. Każdy artysta dotykający rzeczy, o których warto mówić, będzie tu promowany ? oto dewiza tej Misji, którą usłyszałem.
Kawiarenka rozpoczęła swoją działalność w niedzielę 25 lipca zeszłego roku podczas XII festynu ?Warkocz Małgorzata?. A już w sierpniu rozpoczęły się warsztaty plastyczne, które prowadzi Halina Borys. Jej obrazy można także podziwiać na ścianach. Choć tego dnia wisiały akurat dzieła pani Jolanty Ciecharowskiej, gdyż to ona była gwiazdą wieczoru.
A tych ludzi pojawia się coraz więcej i sami zgłaszają swoją chęć do współpracy. To jest miarą sukcesu Cafe Misja. Od marca mają się odbywać warsztaty dla dzieci, które poprowadzi pisarz, poeta i animator kultury, Tomasz Kruczek. Oprócz czytania bajek, planowane są także występy dzieci i zapraszani mają być znani gości. Prawdopodobnie zajęcia odbywać się będą w pierwszy czwartek bądź sobotę miesiąca. Tutaj także na piątkowych śniadaniach spotykają się ludzie związani z Klubem Przedsiębiorczych Wielkopolan Walor. Łączy ich wyznawanie wspólnych, chrześcijańskich wartości, chęć rozwoju, otwartość na nowe pomysły i wzajemne wsparcie.
A pomysłów jest jeszcze wiele. Planowane jest zacieśnienie współpracy z Urzędem Miasta. Prezydent Poznania Ryszard Grobelny i jego zastępca Sławomir Hinc są otwarci na propozycję letnich koncertów na dziedzińcu Kolegium Jezuickiego. Również latem otwarty jest dla miłośników muzyki klasycznej piękny barokowy kapitularz. Odwiedzając Cafe Misja nie bójcie się zapytać o tę sale; zapewniono mnie, że można ją obejrzeć i uczynić to warto! A jeśli sami chcecie zaistnieć w kulturze, to tym bardziej pytajcie. Bez ludzi, którzy czują swą misję, nie powstałaby Cafe Misja.
Naszym sukcesem jest systematyka wydarzeń i zainteresowanie ludzi ? stwierdził po zastanowieniu Tomek. W tej systematyce są wspomniane wyżej warsztaty, ale najbardziej widoczne w funkcjonowaniu kawiarni są:
Wtorkowe podróże
Niemal każdego tygodnia po trudach drugiego dnia pracy można wybrać się w inną stronę świata. Nie są to wszak wyprawy z biurami podróży. Nie chodzi w nich li tylko o ?zaliczenie? zabytków, lecz o spotkanie z innością, z odmienną kulturą, która uobecnia się w drugim człowieku. Są to w dużej mierze wyjazdy związane z Akademickim Kołem Misjologicznym. Podczas Tygodnia Misyjnego jesienią 2010 roku młodzi Polacy opowiadali o wakacyjnej misji w Jerozolimie. Wbrew standardowym wyobrażeniom misja to nie tylko nawracanie i modlitwy. Ci młodzi rodacy pomagali siostrom elżbietankom, które prowadzą szkołę dla arabskich dzieci na Górze Oliwnej. Taka akcja to zarazem fizyczna praca (remont budynku, malowanie płotu itd.), poznawanie zwykłych ludzi i ich świata, a przy okazji odwiedzenie miejsc, które są święte nie tylko dla chrześcijan.
Spotkania w Cafe Misja to także nauka świadomości obywatelskiej. W ramach tego samego tygodnia zainteresowani mogli zastanowić się nad jednym z problemów współczesności. Omawiano książkę pt. ?Dzieci żołnierze we współczesnych konfliktach zbrojnych? kleryka z poznańskiego arcybiskupiego seminarium, Jarosława Czyżewskiego. Gdy my możemy spokojnie i szczęśliwie dorastać, około ćwierć miliona dzieci na całym świecie (lata 2004-2007) z bronią w ręku brało udział w 19 konfliktach na świecie. I płacą za to ceną niejednokrotnie wyższą niż dorośli…
Natomiast w ostatni wtorek 15 lutego Maciej Kaczalski prezentował ?Misję Maroko przez przymrużone oko?, czyli wrześniową wyprawę z grupą przyjaciół. Arabskiej muzyce rodem z bazarów Marakeszu, towarzyszył pokaz slajdów oraz barwna opowieść. To, co uderzało w tej prezentacji to brak opisu zabytków ? te można sobie przecież sprawdzić w każdym przewodniku ? za to zachwycały historyjki o różnicach między Arabami a Berberami, którzy mieszkają już po wschodniej stronie gór Atlasu, na pustyni; o specyfice tamtejszych toalet (zamiast papieru kranik z wiaderkiem w tym samym celu). Do tego masa cennych informacji dla naśladowców: ceny biletów, jakość połączeń kolejowych i drogowych, baza noclegowa i mapy, których brak, a jeśli jakimś cudem się trafi, to dokładniejszą można narysować samemu; innymi słowy, jak zwiedzać, by nie pobłądzić i czego nie znajdziesz w przewodnikach. Każdy obieżyświat powinien zasięgnąć języka z bezpośredniego źródła. A takie spotkania to umożliwiają.
W najbliższy wtorek 22 lutego 2011 o doświadczeniach z siedmiomiesięcznej misji w Timorze Wschodnim opowie małżeństwo: Salomea i Krzysztof Mielnik ? Kośmiderscy. Jeśli niewiele, czy zgoła nic nie mówi wam nazwa Timor, jedno z najmłodszych państw na świecie (niepodległe od 2002 roku), to macie niepowtarzalną okazję to zmienić. Co ciekawe sami misjonarze, podróżnicy są także ludźmi młodymi (Salomea ur. 1981, a Krzysztof rocznik 1982).
A marcowe wtorki to istny miszmasz: zarówno relacje z Afganistanu, gdzie mimo wojny ludzie chcą żyć normalnie, zobaczyć będzie można film pt. ?Krwawy diament?, a pani Daina Kolbuszewska opowie o niezwykłych kobietach związanych z Poznaniem.
Muzyczne środy
To drugi stały punkt programu. Oczywiście jest miejsce i czas na śpiewanie na chwałę Boga. Występowali tu zarówno Antonina Krzysztoń, jak i zespół poznańskich muzyków Wielbienie, który związany jest z poznańskimi dominikanami, gdzie odbywają się próby. Można posłuchać, ale też samemu włączyć się w – niestety coraz rzadszy w polskich domach – śpiew kolęd. Stało się tak podczas występu Jeshua Band, diakonii muzycznej z Naramowic (śpiewa tam także Tomasz Jankowski). Samych organizatorów zaskoczyło zainteresowanie występem Pinokio Brothers. Chętni nie mogli dostać się do dwóch sal, które stanowią wnętrze Cafe Misja i tłoczyli się na krużganku oraz przy bramie. Słuchałem tego z zainteresowaniem, a jednocześnie w drugim pomieszczeniu rozgrzewali się Romuald Andrzejewski na instrumentach klawiszowych oraz Przemysław Wawrzyniak, wspierający go na dudach szkockich i na flecie. Obaj zaś stanowi akompaniament dla Jolanty Ciecharowskiej. To jej obrazy i wiersze zdobiły tym razem przestrzeń lokalu.
A już 23 lutego 2011 Fryderyk Chopin zostanie ?sprofanowany? przez grupę poznańskich muzyków. Koncert będzie w stylistyce jazzowej. Przy fortepianie zasiądzie Jarek Kostka, a towarzyszyć mu będą: Jan Adamczewski na saksofonach i Bartek Kucz na gitarze basowej. W taki to oryginalny sposób współcześni artyści złożą hołd w 200 rocznicę urodzin Fryderyka. Wstęp na koncert kosztuje tylko 15 złotych. O planach na marzec można przeczytać na stronie kawiarni: www.cafemisja.pl. Dodam tylko w sekrecie, że mój rozmówca nadmienił o możliwości występu Marcina i Lidii Pospieszalskich. Najprawdopodobniej 18 marca. Dobrze więc śledzić na bieżąco wydarzenia w CK Fara.
Dobra kultura to dobry świat
Oto ceramiczne naczynie przypominające pękaty wazon, z którego wystaje metalowa słomka ? rurka z sitkiem na końcu zwana bombilla. Przez nią właśnie pije się napar z ostrokrzewu paragwajskiego, aby uniknąć fusów. Z każdą kolejną dolewką yerba mate nabiera łagodności. Zapewne jednak nie raz jeszcze przyjdzie mi się przyzwyczajać do specyfiki smaku. Na szczęście nie jestem skazany na wyłączność, jak to jest z moim rodakiem, który boso przeszedł przez świat. A na pewno zahaczył o Indian Guarani. To ten sam lud, pośród którego działa jezuita Gabriel i Rodrigo Mendoza, bohaterowie filmu Rolanda Joffé?a pt. ?Misja?. To niezwykłe jak ci ? tak różni ludzie ? działają razem dla dobra tubylców i walczą ? na różne sposoby ? z żądnymi zysków Europejczykami. Ale oni też są Europejczykami i to oni, czyli jezuici, zaobserwowali, że Indianie żują liście ostrokrzewu, co likwiduje zmęczenie i rozjaśnia umysł. Docenili też właściwości tego napoju i rozpropagowali go w świecie. Z plantacji, na których hodowano tę roślinę opłacano redukcje misyjne, czyli społeczności indian. Warto wspomnieć, że w tamtym czasie (XVIII wiek) odnotowano wśród Indian Guarani całkowity brak analfabetyzmu. Wszystko to skończyło się wraz z kasacją zakonu. Spowodowała ona, że jezuici zniknęli również z Poznania. (Powrócili dopiero w XX wieku). Oto jak Misja łączy się z Indianami i wywarem, który można zakosztować w pojezuickich murach. Po co ta historia? Może po to, aby zadumać się nad kulturą, która nigdy nie jest w izolacji. To, co jemy i pijemy oddziałuje na resztę świata (tak samo, a może i bardziej niż to, co oglądamy, czy słuchamy). I choć pewnie niewielu się nad tym zastanawia w Cafe Misja, to ich misja promowania Sprawiedliwego Handlu (do akcji włącza się również Poznań i jego władze) to kolejny punkt wspólny z dawnymi gospodarzami kolegium.
Dlaczego warto tam gościć? Jeśli jeszcze nie wiesz, to pewnie nie przekona cię, czytelniku stwierdzenie, że to prawdziwa kulturalna misja w sercu Poznania. A tak właśnie jest.