I to wielkimi krokami! Od listopada bowiem zmienia się serwisowa zawartość poKULTURE.pl. Co ciekawe, i poniekąd oczywiste, zmiany te związane są z przybyłym do nas z Ameryki świętem Halloween, chociaż tak naprawdę nie z samym świętem, a raczej z pojawiającymi się teraz, szczególnie w końcówce października i na początku listopada, duchami Halloween. Jak to? A tak to: Duchy urządziły sobie prawdziwy najazd wywiadowczy i zarządczy na naszą redakcję, zorganizowały przy naszym redakcyjnym stole konferencyjnym prawdziwą burzę mózgów dotyczącą poKULTUROWEJ przyszłości, w której rozpoznały polski i poznański rynek wydawniczy, po czym wprowadziły kilka burzowych, burzliwych wręcz, zmian w życie portalowe. Najlepsze jednak jest to, że my wszyscy, cała redakcja włącznie z naszym wydawcą – Rafałem Gorączniakiem, chyba ze strachu, na wszystkie zmiany się zgodziliśmy i teraz tylko wcielamy je w życie… Bowiem cóż innego nam pozostało?
Na początek goście
Gości było sześciu: Czarownica z niewielką, ale za to bardzo włochatą miotłą, Pani Śmierć z dużą, błyszczącą i na pewno ostrą kosą, dwa wampiry ? Bożydar i Angelus, które miały bardzo czyste i bardzo białe zęby (to te zęby chyba wzbudziły nasze największe obawy), postać znana chyba wszystkim z kina amerykańskiego – Edward Nożycoręki, a raczej jego kolejne wcielenie i słodki biały i okrąglutki duszek o imieniu Puszek. W ich strojach dominowały kolory czarny i pomarańczowy, jako te, które przypisane przecież są świętu Halloween. Te wszystkie duchy, wampiry i czarownice zawitały u nas, w redakcji poKULTURE.pl.
I w ten oto sposób poKULTURE.pl stało się przez chwilę prawdziwym strasznym domem, czyli miejscem, które w Halloween wygląda niczym plan filmu grozy (mieliśmy przecież Nożycorękiego ? może nie wzbudzał on tak naprawdę grozy, ale na pewno bardzo bezpieczny nie był!). Jak było?
Pewnego dnia, dzień jak co dzień, choć tuż przed 1 listopada, byliśmy sobie spokojnie i normalnie w redakcji, kiedy odwiedził nas Bożydar. Przyszedł w jakiejś mętnej sprawie i zaczął nam ją tłumaczyć w nadzwyczaj wolnych słowach. Najpierw wyglądał całkiem normalnie, ale podczas rozmowy jego wygląd zaczął się powoli zmieniać: rysy robiły się wyrazistsze, zęby większe, a przy tym jak spod ziemi wyrósł nagle Angelus i inne duchy. Pani Śmierć z racji swej dużej kosy musiała skorzystać z drzwi. Zaczęliśmy się bać i to pewnie dlatego nie mieliśmy odwagi ich po prostu wyrzucić. Kiedy cała szóstka była już na miejscu, Czarownica powiedziała, że przybyli pomóc portalowi, zażądała dokumentów, również technicznych (tych od Dominka Radziejewskiego) i marketingowych (od Karoliny Frąckowiak-Warguły), komputerów i stołu konferencyjnego, a potem dodała: ?Bać się nie wolno. Proszę bardzo spełnić te kilka próśb?. Pani Śmierć uderzyła kosą o ziemię, a my poczuliśmy zimny dreszcz biegnący przez cały kręgosłup każdego z członków redakcji. W tym momencie Czarownica zgromiła ją wzrokiem i uśmiechnęła się do nas. To podziałało na nas jak balsam i zaklęcie w jednym ? takie WASH & GO. Spełniliśmy wszystkie prośby i goście wreszcie obsiedli stół i zaczęli ze sobą dyskutować. My zostaliśmy wysłani do swoich zajęć, żeby nie przeszkadzać. Nie było łatwo, ale w końcu zostawiliśmy ich samych. Po jakichś dwóch godzinach przyszła Czarownica i poprosiła nas na konsultacje, a po kolejnej godzinie oznajmiła, że wynaleźli dla nas niszę rynkową i po prostu wręczyła nam kartkę z proponowanymi zmianami, gdyż duchy, na szczęście, notowały najważniejsze punkty dyskusji i stworzyły dla nas plan zmian. Teraz my przedstawiamy go naszym czytelnikom wraz z komentarzami.
ZMIANY
1. Koniec z repertuarami.
Wiemy, że takie były poKULTUROWE założenia początkowe, ale nie możemy nie zgodzić się z duchami. W tej chwili wolimy informować o jakichś ciekawych koncertach, czy wystawach, bo tych naprawdę dużo jest w Poznaniu, a nie zabierać miejsce na stronie, przeznaczając je na repertuary kin i teatrów, skoro te dostępne są i tak na kinowych i teatralnych stronach. Teraz to nawet czasami serce kroi się redaktor naczelnej, gdy musi zrezygnować z jakiegoś koncertu na rzecz repertuaru tego czy innego kina. Uwaga odduszna: oczywiście, kiedy redakcja się powiększy ? teraz to tylko skromna dwójka dziennikarzy ? konieczny będzie powrót do początków i stworzona musi zostać osobna podstrona specjalnie dla repertuarów. Uwaga odredakcyjna: Oczywiście o premierach pisać będziemy również teraz, bo warto.
2. Wejść w niszę rynkową i zacząć pisać o imprezach, na które wstęp jest wolny, a ewentualnie o takich, na które kosztuje on najwyżej 20 zł.
Taka tematyka potralowa oznacza bycie podobnym do portali studenckich, jakich jest już kilka w Poznaniu. Jednak problem z nimi często polega na tym, że z reguły nie mają zawodowych dziennikarzy i tylko czekają na osoby chętne, aby zamieściły u nich swoje informacje kulturalne, a jeśli tych osób jest coraz mniej, taki portal X czy Y przestaje istnieć. PoKULTURE.pl ma zawodowych dziennikarzy ? nas obu – i dlatego czekać na nowe wpisy nie będzie ? sami będziemy zbierać informacje. Uwaga odredakcyjna I: Będziemy też, oczywiście, pisać o droższych imprezach, ale tylko o takich naprawdę dobrych i wyselekcjonowanych z najwyższą starannością, bo przecież każdy musi czasami spróbować tzw. kultury z wyższej półki. Uwaga odduszna I: Dobrze, niech już będzie. Uwaga odredakcyjna II: To właśnie na ten moment Czarownica poprosiła cały zespół redakcyjny na krótką dyskusję do stołu dusznego. Uwaga odduszna II: Powinniście się cieszyć.
3. Obszar tej ?dusznej? niszy rynkowej należy rozszerzyć i zakwalifikować do niej wszystkich czytelników, a nie tylko studentów.
To fakt – to ta tak modna ostatnio ?oczywista oczywistość?. Uwaga odduszno-redakcyna: Przecież po studiach ludzie też żyją kulturą. Czasami nawet bardziej (patrz muzycy i aktorzy).
4. Temat Tygodnia i Zapowiedzi ? jest idealnie, tak trzymać!
Bardzo nam się podoba, że ten punkt pozostaje zupełnie bez zastrzeżeń. Jesteśmy z siebie dumni. Uwaga odduszna: Uważajcie, żeby wam się w głowach nie poprzewracało.
Na koniec dematerializacja
Przewrócić w głowach to nam się mogło od sposobu, w jaki duchy opuściły naszą redakcję. One po prostu w momencie, gdy skończyliśmy notować komentarze, zdematerializowały się. Nagle zostaliśmy sami, na podłodze leżała tylko jedna wielka błyszcząca kosa. Zamilkliśmy. Wtedy z ziemi zaczęła powoli wyrastać Pani Śmierć. W końcu urosła do normalnych rozmiarów. Nas wmurowało w podłogę i zatkało, a Pani Śmierć otrzepała tylko swoją czarną suknię, fuknęła groźnie, złapała kosę i wyszła drzwiami.
Po chwili do biura weszła nasza gremedialna koleżanka z wydawnictwa, Basia Kielczyk, popatrzyła na nas i rzekła:
– Wyglądacie, jakbyście w słupy soli się zamienili.
A za chwilę dodała:
– Hej, żony Lota, do pracy!