Fot.: Zdjęcie przedstawia krzewy herbaciane, które, tak notabene, są wiecznie zielone.
Wpadła mi w ręce ostatnio książka pt. ?50 wieków z herbatą? Leszka Ruma. Sprawdzałem czy rzeczywiście jest tak wspaniała, jak mi to mówiono. Nakład książki był niewielki, dlatego można mówić o niej biały kruk. Jeszcze jedna ciekawostka – osoba, która mi o niej powiedziała, proponowała, żebym przejrzał ją w najlepszym miejscu do tego stworzonym, czyli w ?Domu Herbaty Aromat? przy ul. Wrocławskiej ? to sklep, ale ze stolikami kawiarnianymi. Jeśli dobrze trafię, odgłos trykania się koziołków umili mi poznawanie jej treści. W gruncie rzeczy jestem trochę romantykiem, więc w pewną środę o 11.30 wybrałem się do Aromatu. Myślałem, że pół godziny wystarczy mi na ?50 wieków z herbatą?. Stało się jednak inaczej. Dlaczego?
Przez wspaniałość książki. Ot wszystko. Zacznijmy jednak od podstaw. Książka nie została napisana tak sobie z głowy. Wszystko zaczyna się od podziękowań autora i wydawcy firmom herbacianym za udostępnienie im materiałów archiwalnych ? jest tu też poznański ?Dom Herbaty Aromat? – widać, że dobrze trafiłem. Poza tym w kawiarni można skorzystać z herbacianej biblioteki, jednak szukałem i pozycji Leszka Ruma nie znalazłem ? rzeczywiście biały kruk. Co najważniejsze wydawnictwo dziękuje też Ambasadzie Japonii w Warszawie. Zatem strona historyczna książk na pewno nie ma żadnych uchybień.
Historyczne początki herbaty
Zacząłem od zamówienia. Chciałem wypić dobrą i ciekawą mieszanką zielonej herbaty (Prawie wszystkie herbaty dostępne na rynku są mieszankami). Zieleń podobno jest zdrowa. Wybrałem po namowach sklepowych ekspedientek, Haliny i Małgorzaty, herbatę Sześć Darów Konfucjusza (Dla nazwy głównie), po czym one obie udały się do kuchni przygotowywać herbatę, a ja zagłębiłem się w lekturze książki w bardzo czerwonej okładce. Ciekawa, rzeczywiście wspaniała. Poruszę tylko kilka spraw.
Skąd się w ogóle wzięła herbata? Najstarsza legenda mówi o Cesarzu Szen Nungu (2737 ? 2697 p.n.e.), który ze wzglądów higienicznych mógł pić tylko gorącą wodę. Pewnego dnia wokół pałacu cesarskiego szalała wichura, i kiedy cesarz spragniony poszedł do kuchni się napić, kilka listków z herbacianego krzewu za oknem zostało tak zawianych, że wpadło do garnka z wodą. Zaczęła ona zmieniać kolor, więc zafascynowany władca zachował się tak jak to ludzie władzy mają w zwyczaju, czyli dla siebie bezpiecznie, i kazał swojemu słudze wypić napar. Nic mu się nie stało, przeżył, a my mamy teraz herbatę.
Pierwsza herbata dotarła do Europy na statkach Holenderskiej Wschodnioindyjskiej Kompanii Handlowej w 1610 roku. Aż trudno uwierzyć, że Europejczycy tak długo nie znali tego napoju. Pierwsza wzmianka o herbacie została opublikowana w roku 1658. Tomasz Garway pisał w niej o wybornym i przez wszystkich lekarzy przyjętym napoju, zwanym przez Chińczyków TCHA, przez inne narody TAY albo TEE. W dwa lata później ten sam autor napisał pierwszy herbaciany pamflet pt. ?Dokładny opis uprawy, jakości i cnoty herbacianego listka?. Rozgorzał spór pomiędzy tymi, którzy herbatę pili a… poborcami podatkowymi.
Bostońska herbatka
Spierali się wszyscy ze wszystkimi, jak to najczęściej bywało w historii i jak to najczęściej bywa współcześnie. W efekcie tego herbata jest bardzo znaczącym elementem w historii światowej. Istnieje nawet tzw. ?Bostońska herbatka?, czyli żartobliwe określenie początku wojny o wyzwolenie i uniezależnienie Stanów Zjednoczonych Ameryki od Anglii. Wszystko zaczęło się w roku 1773 od protestu przeciwko wysokim cłom nałożonym przez parlament brytyjski na import herbaty do kolonii. Amerykanie, przebrani za Indian, zatopili wówczas ogromny transport herbaty (342 skrzynie) w porcie bostońskim. Reakcją brytyjską na ten obrót herbacianej sprawy było całkowite zamknięcie portu w Bostonie. Spowodowało to zakłócenia handlu w całym regionie. Rok później w kolonii zwołano I Kongres Kontynentalny, który podjął decyzję co do przygotowania się do zbrojnego wystąpienia i odłączenia od Korony Brytyjskiej. I tak właśnie powstały Stany Zjednoczone.
Inności
Książka Leszka Ruma nie kończy się tylko na herbacianej historii. Mamy tu mnóstwo innych okołoherbacianych informacji. Najciekawsza opowieść dotyczy Pana Herbaty. Lipton bowiem wcale nie jest nazwą, tylko nazwiskiem. Tomasz Lipton był Irlandczykiem, który posiadał sieć sklepów sławnych z doskonałych serów i szynek. Kiedyś w drodze do Australii dotarł na Cejlon i zaczęło się w sumie od kawy. Tomasz Lipton oczarowany kulturą cejlońską wymarzył sobie mieć plantację i kupił jedną porzuconą na południowych rubieżach Cejlonu. Zaczął tam uprawiać nie kawę, tylko herbatę, która bardzo szybko zyskała markę. Obecnie Lipton jest najpopularniejszą herbatą na świecie.
Z treści książki dowiadujemy się też o sposobach, a niekiedy prawdziwych ceremoniach, podawania herbaty, o naczyniach herbacianych, o wpływie herbaty na zdrowie. Oczywiście mamy też tzw. Receptariusz, a w nim przepisy na różne herbaty. Również te z alkoholem. Można też znaleźć sporo informacji o sposobach zaparzania. I tu uwaga. Uważa się powszechnie, że im ciemniejszy napar, tym jest on mocniejszy, czyli tym wyższa jakość herbaty. Nic bardziej błędnego ? nie pijemy oczami, tylko wyczuwamy smak. I tak np. napar uzyskany z najwyższej jakości niefermentowanej zielonej herbaty, będzie zawsze blado-złoto-zielony, nigdy ciemno-herbaciany.
Końcowe poszukiwania ustronnego miejsca
Skończyłem czytać i skończyłem też herbatkę, trzeba więc znaleźć toaletę. Normalna kolej rzeczy. Pytam panią Halinkę o to ustronne miejsce, ale w Aromacie takiego niestety nie ma, trzeba iść do pobliskiego centrum handlowego. Pani Małgorzata dodaje: czyli do Kupca. Hm, nieciekawie, ale cóż ? pakuję się i idę. Na koniec dodam jeszcze coś, co znalazłem przy końcu książki: raz zużyte liście, czyli raz zaparzona herbata, nie powinna być używana po raz drugi. Psuje to jej smak. Wykorzystane liście nie mają nic więcej do zaoferowania jak słaby kolor, małą goryczkę i… wielkie rozczarowanie, jeśli naprawdę smakował nam wywar na samym początku. Stare liście można wyrzucić do… toalety.