Panuje powszechne przekonanie, tak po stronie aktorów, jak i widzów ? nie wiem, z której strony jest ono silniejsze – iż aktorstwo to powołanie. Wszystko wydaje się być bajeczne ? i powołani aktorzy są szczęśliwi, i publiczność, dla której gra się ?powołane? spektakle, jest usatysfakcjonowana. A co, jeśli ty jesteś aktorem i myślisz inaczej?
Irena Kwiatkowska, która ukończyła w roku 1935 tę samą szkołę, co ja ? Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej w Warszawie, powiedziała kiedyś: rozumiałam zawsze aktorstwo jako powołanie. Mnóstwo aktorów właśnie tak pojmuje swój zawód. Może to i dobrze? Jeśli tak rozumiesz to, co robisz na co dzień, kiedy tylko o tym mówisz, a czasami i bez mówienia, stajesz się osobą jakby natchnioną, a osoby natchnione z reguły znacznie ciekawsze są od reszty otoczenia. Bycie ciekawym to najlepsze, co może przytrafić się człowiekowi.
Czy aktorstwo to powołanie?
Na pewno w pewnym sensie jest to powołanie, aczkolwiek samo powołanie jako takie powinno także być udziałem dobrego lekarza, czy też sprawiedliwego sędziego. Ja, aktor starej daty, czyli o poglądach lekko już zdezaktualizowanych, osobiście nigdy nie wierzę osobom mianującym się aktorami, które mówią, że właściwie zostały nimi przez przypadek, że niby wcale tego nie chciały, tylko jakoś tak wyszło. Każdy zdrowo myślący młody człowiek, przyszły aktor, najpierw wyobraża sobie siebie na scenie. Ot tego wszystko się zaczyna. Poza tym zawsze ma jakieś tam marzenia i nadzieje z byciem aktorem związane, a potem zwykle jest tak, że konsekwentnie dąży do spełnienia tych marzeń. I albo mu to wychodzi, albo też nie ? różne są losy ludzkie.
Jednak jest jeszcze druga strona, w której aktorstwo jest także zwykłym zawodem. Przynajmniej ono zawsze staje się czymś bardzo banalnym i pospolitym wtedy, kiedy kończysz grać dany spektakl, albo po prostu ?schodzisz” z roli i zamieniasz się znów w zwykłego, mniej lub bardziej szarego człowieka. Ta pustka, uczuciowa próżnia, którą wtedy czujesz, na pewno z powołaniem niewiele ma wspólnego. Wtedy widzisz wyraźnie, że aktorstwo dające ci tak naprawdę możliwość przeżycia kilku żyć w tym twoim jednym życiu ? grasz w końcu rożne postacie, które żyją po swojemu i mają swoje historie ? tak więc aktorstwo to rzeczywiście jest zabawa, w którą wciąż się bawisz, jednak zawsze i nieodmiennie jest to zabawa na poważnie, bo inaczej się nie da.
O mnie i o szkole
Jak już pisałem ? byłem wychowankiem tej samej teatralnej szkoły warszawskiej, co Irena Kwiatkowska. Wówczas Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej w Warszawie był jeszcze szkołą średnią, ale o nadzwyczaj wysokim poziomie nauczania, który śmiało można teraz porównać z poziomem każdej uczelni wyższej. Nauka trwała tam 3 lata. Jako że w okresie wojennym byłem w wieku późno-szkolnym, do PIST uczęszczałem podczas II wojny światowej ? Instytut działał wówczas w konspiracji i pamiętam wciąż te zajęcia w piwnicy. W 1946 roku, w rok po wojnie, przekształcono go w Państwową Wyższą Szkołę Teatralną, a Aleksandra Zelwerowicza, pierwszego założyciela i dyrektora PIST, niesprawiedliwie dość wyrugowano stamtąd, by w 1955, po jego śmierci, nadać 9-letniej Szkole Wyższej jego imię.
Dyplom zdobyłem w 1945 roku – w miesiąc po zakończeniu wojny – i od razu zatrudniłem się w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku ? tamtejsza dyrekcja wysyłała wtedy swoich ludzi na egzaminy do wszystkich większych szkół aktorskich, aby wyłapywali najlepszych absolwentów ? ja byłem jednym z tych najlepszych. Tam poznałem kilka lat później mojego najlepszego przyjaciela Zbyszka Cybulskiego. Potem przeniosłem się jeszcze do Teatru Ludowego w Nowej Hucie, gdzie był Witek Pyrkosz – też przyjaciel, aczkolwiek nie najlepszy. Później migrowałem już do Poznania, do Teatru Polskiego. Teraz jednak bycie aktorem o wiele więcej mnie kosztuje, niż daje satysfakcji, a poza tym czuję się tym aktorstwem trochę rozczarowany. Cóż więc robić? Pomału się wycofuję. Ale starczy już tych spraw związanych z moją biografią. Przejdźmy do rzeczy ? zawód zawodem.
Praktyka praktyką – oszustwo
Inne powszechne przekonanie mówi o tym, że im bardziej aktor wcieli się w daną postać, tym lepsze i bardziej wartościowe jest jego aktorstwo. Robi zatem wszystko, by być jak najbardziej autentycznym i wiarygodnym ? taka jest praktyka. Chce wypełnić postać całkowicie swoim aktorstwem i w ten sposób jak gdyby oszukać widza. Aktor jest w stanie schudnąć, przytyć, ogolić włosy, zapuścić brodę, zgolić swoje ukochane wąsy tylko do roli, bo wtedy taki widz łatwiej daje się zbałamucić. Dzieje się tak nawet pomimo tego, że on doskonale wie, iż w rzeczywistości na scenie nie ma żadnego bezlitosnego mordercy, ani niebezpiecznego wariata, tylko żywy ucharakteryzowany, bądź też nie, aktor. Do tego jeszcze płaci za to pieniądze, zatem obiektywnie rzecz biorąc wszystko powinno być wspaniałe. Jednakże ze strony aktora ? przynajmniej z mojej – zawsze jest to jakieś tam oszustwo, oczywiście świadome, i to z dwóch stron, ale jednak oszustwo. Dodam jeszcze, że w każdym innym wypadku byłoby ono ścigane i karane z całą surowością prawa. W teatrze natomiast wszystko to uchodzi na sucho, a my aktorzy-przestępcy mamy tu coś w rodzaju carte blanche.
I właśnie teraz pojawia nam się paradoks, bo nie wiemy tak naprawdę do końca, czy gdyby do teatru przyszedł prawdziwy oszust i oszukał swoich widzów ? dajmy na to wyciągnął od nich worek pieniędzy – ktoś by go za to po sądach ganiał. Czy miałby w ogóle jakieś podstawy prawne, aby wnieść oskarżenie? Za udawanie w teatrze? Najbardziej paradoksalne jest tu pytanie o to, czy gdyby ten nasz rzeczony oszust dodatkowo podał się za aktora, to czy po oszustwie publiczność ? już bez pieniędzy – zgotowałaby mu owacje?
Aktorski sposób bycia
Możliwe, że moje zniesmaczenie aktorstwem i zniechęcenie się do niego wynika ze starych obyczajów i przyzwyczajeń. Kiedyś granie na deskach teatru było niekwestionowanym zaszczytem. Teraz już nie ? wręcz przeciwnie – bowiem czasami, gdy nie ma cię w telewizji, czy w kinie, to w rzeczywistości jakbyś nie istniał. Dzisiaj aktor to przede wszystkim gwiazda, związane z tym sława i pieniądze, a gra aktorska i wykonanie powierzonej roli schodzą na dalszy plan. Zresztą 1 stycznia 2012 zaczyna obowiązywać nowa o aktorstwie ustawa ? każdy będzie mógł pracować jako aktor ? nawet sprzątaczka, jeśli tylko reżyser albo dyrektor teatru zdecyduje się ją zatrudnić do roli. Wniosek jest jeden: bycie aktorem zostało spłycone i teraz nic już nie jest pewne.