Wąsate szczęście ślubne

Tym razem moja kolejna ofiara wywiadowcza z Teatru Nowego w Poznaniu, Tadeusz Drzewiecki, urodził się w podwarszawskim Pruszkowie 8 października w 1948 roku. Jest aktorem teatralnym ? jego debiut to rola błazna Trinculo w ?Burzy” Williama Szekspira, spektaklu granym wówczas w kaliskim Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego. Pan Tadeusz aktorzy jednak również w filmie i teatrach TV. Poza tym ma piękny, niski, radiowy głos. Opowiadać nam będzie m. in. o skrzydłach, aniołach, przyjaciołach i zapominaniu latania.
PYTANIA WSTĘPNE ? ROZLUŹNIAJĄCE

Na zdjęciu ma Pan bardzo czarne wąsy. Pan je sobie farbuje?
Cóż… Teraz już nie, bo jakiś czas temu zgoliłem je do roli ?Oszusta? w spektaklu Goldoniego.

Ach tak… rzeczywiście ? nie zwróciłam uwagi. Ale dlaczego Pan je zgolił?

Jak już mówiłem, zrobiłem to do spektaklu. Dlatego, że szlachta w Wenecji w tym czasie ? XVII, XVIII wiek ? nosiła, ale nie wąsy, tylko peruki.

A dobrze było Panu w wąsach?

Nie wiem, to już Pani powinna ocenić, czy mi było dobrze. Po ogoleniu przez jakiś czas trochę dziwnie się czułem, wszak wąsy nosiłem przeszło trzydzieści lat. Można nawet powiedzieć, że od urodzenia.

Dlaczego wobec tego ma Pan takie smutne oczy?

Nie, ja wcale nie mam smutnych oczu. To jest zdjęcie przedślubne. Jak można smucić się na własnym ślubie? Jest w nich raczej wyraz sukcesu, że zdobyłem tak piękną kobietę.

Przyznaję ? pewnie się pomyliłam. Zostawmy zatem ten temat. Kiedy ostatnio siedział Pan na koniu?

Trudno mi powiedzieć. Bardzo dawno, dawno temu. Byliśmy gdzieś na takim weekendzie, była tam stadnina, był koń, więc wsiadłem i pojeździłem na nim po malowniczym terenie. I tyle. Kiedyś nawet proponowano mi jeden taki dzień zdjęciowy, w którym miałbym, jako rycerz galopować w całym tabunie. Odmówiłem.

Dlaczego?
Ponieważ miałem wtedy już pod 60 lat i bałem się, że jak spadnę, to nabawię się kontuzji i zawalę robotę w teatrze. Wcale nie jestem wytrawnym jeźdźcem. Zresztą stale mam w pamięci Henryka Machalicę, który właśnie w późnym wieku wsiadł na konia, spadł i potem bardzo nieszczęśliwie się to skończyło. Dlatego nie chciałem ryzykować.

Uczył się Pan aktorstwa w Warszawie. Dlaczego tam? Tylko dlatego, że to najbliżej Pruszkowa?
Raz, że było to najbliżej Pruszkowa, a dwa, że wykładali tam profesorowie, których ja znałem i podziwiałem w teatrze, telewizji i filmie.

Jak wyglądają Pana układy z kolegami ze szkoły?
Jeśli chodzi o mój rok, to ludzie raczej porozjeżdżali się po Polsce. Ostatnio, przy okazji kręcenia filmu o powstaniu wielkopolskim, spotkałem Piotra Garlickiego, z którym nie widzieliśmy się od końca studiów. Było bardzo fajnie.

A koledzy z Teatru Nowego?
Najbardziej przyjaźnię się z Wojtkiem Deneką. Uważam go za serdecznego przyjaciela i chyba on również uważa mnie za serdecznego przyjaciela. I właśnie tak sobie przyjaciółmi jesteśmy.

A czym dla Pana jest przyjaźń?
Ja przyjaźń rozumiem w sposób bardzo specyficzny. Przede wszystkim myślę, że teraz słowa tego używa się za często i dlatego uległo pewnemu takiemu spłyceniu. Dla mnie przyjaciel to naprawdę wielkie słowo, bardzo wiele znaczące i w stosunku do niektórych w ogóle go nie używam i nawet nie wiem czy ja wobec nich na nie zasługuję. Ale znam pewne piękne powiedzenie mówiące o tym, kim są przyjaciele.

Słucham zatem.
Przyjaciele są jak ciche anioły , które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały latać.

Czyli tu, w Poznaniu, skrzydła podnosi Panu Wojtek Deneka?
Tak, ale jest jeszcze Andrzej Lajborek, z którym się przyjaźnię. On jest bardzo serdecznym, prawym i porządnym człowiekiem.

Wielu aktorów Teatru Nowego mówi o nim dobrze.
Bo to cudowny człowiek. Dlatego w życiu, jeśli tylko będzie tego potrzebował, to ja bardzo chciałbym być tym jego aniołem.

Przed Teatrem Nowym w Poznaniu był Pan w Kaliszu, jakiś czas pracował Pan w Gnieźnie. Czy takie wędrowne aktorskie życie się Panu podoba?
Wszystko ma swoje dobre i złe strony. Dobre to te, że spotyka się nowych aktorów, wymienia doświadczenia a złe, że to czasami daleko od domu.

Od ilu lat jest Pan w Poznaniu?
W Poznaniu faktycznie jestem od roku 1974.

Lubi Pan Poznań? Czy to już Pana miasto?

Bardzo lubię. Ja już czuję się tu prawie rodzimym poznaniakiem. Zresztą czasem, jak jestem w Warszawie, to ona mnie po prostu denerwuje – całe śródmieście pokryte jest reklamami.

Co mi Pan powie o ?Różyczce?? To film obsypany nagrodami, a Pan w nim grał.

Tak, grałem. Ale tak naprawdę był to tylko malutki epizodzik. Grałem konferansjera na balu sylwestrowym i raptem widać mnie przez pół sekundy chyba.

Podobno uprawia Pan szermierkę. Czy często wykorzystują to w teatrze albo w filmie?

Ja szermierki nie uprawiam, ja się jej w szkole uczyłem i jeszcze pamiętam podstawowe pchnięcia. W teatrze wykorzystywali to bodajże chyba raz – gdzieś w jakimś spektaklu miałem jakiś pojedynek. W szkole warszawskiej po prostu uważano , że aktor powinien to umieć. Zresztą nie tylko to ? ja znam podstawy judo, tańca współczesnego, klasycznego i jeszcze wiele, wiele innych rzeczy. Po prostu to wszystko były przedmioty w szkole.

PYTANIA MóWIENIOWE – RECYTACJA

Jest Pan laureatem znanego na całą Polskę poznańskiego konkursu recytatorskiego Verba Sacra. Co to dla Pana znaczy?
I tu Panią zdziwię ? tak naprawdę nie wiem, bo wystartowałem w tym konkursie z czystej przekory, tak dla samego startowania. Zająłem miejsce drugie, czyli jednak nie najlepsze. Mimo to bardzo się z tego cieszę i to wszystko. Bardziej jednak cieszę się z Sopotu.

Moje nieprzygotowanie ? jakoś tak uszedł mi ten fakt. Co było w Sopocie?

W Sopocie co roku jest Festiwal Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji Polskiej ?Dwa Teatry?. Dostałem tam nagrodę Grand Prix za rolę w słuchowisku radia Merkury osoby kierowcy w słuchowisku ?Czarny Czwartek?.

Do widowiska ?Miecz św. Piotra? zaangażowano Pana właśnie ze względu na głos. Czy coś takiego często się Panu zdarza?

W radiu dużo kiedyś pracowałem, właśnie chyba z racji tego, że mam taki radiowy głos. Miałem nawet parę takich przypadków, że ludzie rozpoznawali we mnie aktora nie z racji tego, że gdzieś tam widzieli mnie w jakimś spektaklu, tylko dlatego ,że zapamiętali głos właśnie.

Dobrze się Panu siedziało z boku, a właściwie z tyłu podczas całego widowiska i grało wyłącznie głosem?

Ach, bardzo dobrze! Widziałem całe widowisko i komentowałem je jako narrator ? było to bardzo przyjemne.

Czy idea nauczania przez spektakl plenerowy przemawia do Pana?

Było tam coś takiego miłego, że pokazywaliśmy poznaniakom kawałek historii, a to zawsze jest cenne.

Wobec tego czy dobrze się Pan czuł jako część ciała pedagogicznego?

Nie wiem, czy będąc narratorem byłem od razu częścią ciała pedagogicznego ? po prostu brałem udział w spektaklu i bardzo mi się ta praca podobała.

To w takim razie czy kiedyś myślał Pan o zostaniu nauczycielem?
Nie, choć to zależy w jakim sensie. Ja przygotowałem już pięć osób do egzaminów w szkole teatralnej i one zostały aktorami, a to też rodzaj nauczania. Zresztą często, gdy się ktoś do mnie zgłasza, a ja widzę, że są szanse na to by stał się aktorem, to podejmuję z nim współpracę. Bardzo to lubię i bardzo to cenię.

W ?Mieczu św. Piotra? raczej kiepski był scenariusz, bo np. słuchaliśmy średniowiecznej ?Bogurodzicy?, która nie istniała za czasów Mieszka I, a Olo Machalica wciąż wszystko i wszystkich błogosławił. Pan, jako lektor, czytał w tym widowisku kwestie postaci w nim występujących, a one tylko jak pajacyki na sznurkach machały rękami i nawet ruszały ustami. Wyjątkiem był tu Olo Machalica. Jak się Pan czuł?
Zwyczajnie. Bardzo często, np. w kinie, jest tak, że pokazuje się obraz, a komentarz i narracja jest z boku. Ja po prostu robiłem to do czego mnie zatrudniono. Nie wkraczałem w reżyserię, ani w scenariusz.

Czy takie mówieniowe sukcesy, jak wygranie Verba Sacra, wymagają wielu przygotowań i ćwiczeń?

Nie, raczej nie. Trzeba się po prostu zapoznać z tekstem, nauczyć go na pamięć, a potem ładnie zadeklamować i zinterpretować.

Ale, proszę Pana, czy Pan zawsze, od dziecka miał taki piękny głos?
No nie, przed mutacją głos miałem wyższy. Niższy mi się zrobił dopiero po mutacji. Poza tym lata palenia papierosów – bo palę – też robią swoje. Zresztą lata mówienia też obniżają głos, bo struny głosowe z czasem grubieją.

Czy można powiedzieć, że są zmęczone?

Niestety jak się dużo gra to czasami struny głosowe dostają, jak to się mówi, w kość. Poza tym taki głos dostałem po prostu po rodzicach ? mój tata miał taki ładny niski głos i pewnie przekazał mi go w genach.

Dobrze jest na co dzień kontrolować się, żeby mówić ładnie? Czy to wchodzi w krew?

Jako aktor kontroluję się zawsze, czy to udzielam wywiadu, czy to występuję, czy recytuję. Zresztą każdy człowiek, bez względu na to co robi, kontroluje się bez przerwy, nawet podświadomie. Wcale nie musi być aktorem. Myślę jednak, że aktor kontroluje się w jeszcze większym stopniu ? w końcu on cały czas jest obserwowany. Chociażby w tramwaju, bo tam ludzie wciąż patrzą, poznają i oceniają.

PYTANIA FINALNE – TEATR

Kiedyś pomagał mi Pan w pisaniu artykułu o graniu komedii. Mówił Pan m. in., że aktor nie może sam śmiać się z tego, co robi na scenie, bo to jego praca. Z tego wynika, że nikt nie powinien śmiać się ze swojego zawodu. Czy świat nie byłby wtedy zbyt ponury?
Nie, to raczej nie w ten sposób. Sprawa grania komedii wygląda tak, że ja, kiedy w niej gram, zakładam, że jestem śmieszną postacią i mam rozśmieszyć widza, a nie samego siebie. Jeśli jako aktor będę się śmiał z samego siebie, to widz nie będzie się śmiał. Tak jest zawsze, bo podobnie z płaczem: jeśli będę na scenie płakał, to widz płakać nie będzie. Natomiast, kiedy będę bliski płaczu, to będzie za mnie płakał widz. To są pewne takie teatralne zasady.

Przypomniał Pan wtedy Gogola, który mówił, że aby w teatrze spektakl się udał, publiczność też musi mieć talent. Czy nie jest to zrzucanie odpowiedzialności z aktorów na publikę za ewentualną klapę?
Nie, na pewno nie. To nie w tym sensie. Takie jest najprostsze tłumaczenie tego powiedzenia.

Wiem. A może Pan wytłumaczyć je w sposób bardziej skomplikowany?

Gogolowi chodziło o to, że publiczność musi mieć talent, czyli przede wszystkim mieć pojęcie co to jest teatr, czym się ten teatr je, co się w tym teatrze pokazuje i o co w tym teatrze chodzi. Jeżeli przyjdzie do teatru widz bez talentu i będzie czekał, że np. za chwilę na scenie będzie dyskoteka, a tu wyjchodzi Hamlet i mówi monolog, to ten widz wcale aktorowi nie pomaga.

A widz z talentem?
Widz z talentem, wie, co to jest Szekspir, co to jest dramat szekspirowski, a także potrafi słuchać, i w ten sposób bardzo pomaga aktorowi. Z tym talentem Gogolowi chodziło o świadomość bycia w teatrze i umiejętność odbioru sztuki, spektaklu, a nie czekanie, że za chwilę będą podawać kiełbaski z bigosem.

NOWA PREMIERA

Co mi Pan powie o Waszej nowej premierze w Teatrze Nowym ? ?Biały szejk??
?Białego szejka? będzie można oglądać od 23 września. Reżyserem jest, znany już poznańskiej publiczności m. in. z ?Oszusta?, Sergio Maifredi.

Co to za historia? Ilu aktorów w niej występuje?

Aktorów jest wielu. Duża część z nich występuje w kilku rolach. Tak jak ja – mam ich pięć, więc na próbach na nic nie mam czasu, bo stale się przebieram i to w tempie strażaka który się śpieszy do pożaru. Jednak z opinii kolegów, którzy zdołali już, jak to się mówi półokiem, coś tam podejrzeć, wiem, że zapowiada się bardzo ciekawa premiera i powinna się publiczności poznańskiej podobać. Mam taką nadzieję i z tą nadzieją pracuję w tym spektaklu.

A czy to, że aktor w jednym spektaklu gra kilka ról jest normalne i zdrowe dla niego?

Tak, bo to jest bardzo ciekawe zadanie dla aktora. My odpowiednio do roli zmieniamy kostiumy, sposób mówienia, sposób chodzenia. Wszystko właściwie.

Ale czy aktor w jednym spektaklu jest w stanie zbudować sobie kilka postaci i naprawdę w nie się wczuć?

Te role akurat są takie, że nie wymagają takiego mocnego wczuwania się. Ja w tym spektaklu gram tragarza, który mówi raptem trzy zdania, potem boya hotelowego, księdza, gapia na planie filmowym i komisarza policji, a oni wszyscy nie wymagają zbudowania im jakiegoś głębokiego wnętrza.

Co tam robi Federico Fellini?

On jest narratorem całego spektaklu. Opowiada o tym jak robi filmy, cały czas jest z boku całego spektaklu, bo to jest jakby jego film. To postać przewijająca się w całej historii.

Wróćmy teraz do tego artykułu o graniu komedii. Mówił Pan, że gdyby było to zapisane w tekście, byłby w stanie spuścić spodnie i pokazać tyłek. Byłam w maju w Warszawie na spektaklu z Danutą Stenką i tam jeden gościu biegał nago po scenie przez cały jeden akt, a ja, zresztą nie tylko ja, przez cały spektakl bałam się, że Danuta Stenka też się rozbierze. Na jak długo byłby Pan w stanie spuścić te spodnie?
Na tyle, na ile by było potrzeba. Nawet i na trzy akty, jeżeli taka byłaby konieczność. Powtarzam, że aktor nie powinien wstydzić się własnego ciała, jeżeli wchodzi na scenę i nie wstydzi się własnego wnętrza. Jeżeli on pokazuje swój osobisty stosunek do danego tekstu, bo to co interpretuje jest w części jego wewnętrzną, osobistą sprawą, to cóż to znaczy pokazać gołe ciało?

x

Zobasz także

15. MFF WATCH DOCS

Od 20 do 25 października we Wrocławiu odbywać się będzie się 6. American Film Festival. ...