Tak to już jest, że ludzie bardzo wrażliwi są na punkcie granic. Bo pomyślmy tylko – spotykamy się z nimi praktycznie wszędzie. Mamy przecież granice państw, miast, osiedli i nawet ogródków działkowych. Są również granice filozoficzne i te dobrego zachowania. Granice są nawet w naszym ciele, a już tym bardziej w mózgu. Jest tam zakodowana prawdziwa ich wielość.
Są granice między prawą a lewą półkulą, między płatem czołowym a skroniowym, między podwzgórzem a przysadką i jeszcze wiele innych. Zwróćmy teraz uwagę na sposób, w jaki o nich czasami myślimy: do tej granicy wolno, a dalej już nie. Możemy też mówić niekiedy: uważaj, żebyś nie posunął się za daleko, bo przekroczysz granicę. Generalnie każda granica to stres, nerwy i lęk. Bardzo rzadko staje się wyzwoleniem. Pojęcie to zawiera w sobie jakąś taką ostateczność, bo np. kiedy drzwi zamykają się za nami na zawsze, to nie ma już odwrotu. Właśnie taka jest granica między życiem i śmiercią. Ludzie się boją, my się boimy! Bóg o tym wie i…
Lekarstwo
… i aplikuje nam lekarstwo. Cóż robi? Pozwala nam na wiarę w Królestwo Boże, które granic nie ma.. On nam się objawił i obiecał, że w nagrodę za dobre życie wejdziemy właśnie tam, do Raju. Na to mamy nadzieję – jedni większą, drudzy mniejszą. Jednak wszyscy wyglądają z upragnieniem i pożądliwością tej bezwarunkowej, zupełnej i absolutnej bezgraniczności. Ci nadziejowi dodatkowo patrzą na to z taką codzienną pełną spokoju niecierpliwością. Bezgraniczność jest dla wszystkich bez wyjątku najbardziej upragnioną i pożądaną rzeczą na świecie. Śmierć za to jest dla wszystkich bez wyjątku najbardziej niechcianą rzeczą na świecie. I co?
Musimy się ustawić
Śmierć to wydarzenie, granica, z którą spotykamy się w różnych okolicznościach. Pokazuje się ją codziennie w telewizji w wiadomościach i w filmach. Dotyka nas ona bardziej, jeśli tracimy bliską nam osobę. Wtedy najczęściej się modlimy i oczywiście myślimy o naszej granicy. Pojawiają nam się wówczas pytania: czy człowiek żyje po śmierci? Jeśli tak, to w jakiej formie? Czy nasi zmarli są zbawieni czy potępieni? Czy istnienie duszy oddzielonej od ciała nie będzie jakimś tam zubożeniem naszej osobowości? Czy po śmierci nie pogrążamy się w pewnym takim śnie bez świadomości, bez zdawania sobie sprawy z tego, co się z nami dzieje? Dla niektórych ludzi śmierć jest tak wielkim źródłem lęku, że wolą o niej w ogóle nie myśleć. Nawet, kiedy odchodzą ich najbliżsi. Powodem może tu być obawa, że jest ona po prostu unicestwieniem człowieka. Może to też być lęk, jaki rodzi się z powodu ich często raczej niemoralnego życia, przed wiecznymi konsekwencjami złych czynów, jakich się dopuścili. Oni boją się śmierci, bo obawiają się potępienia. Wolą więc w ogóle nie myśleć o końcu ziemskiego bytowania, a to jest woda na młyn szatana. On wie, że wtedy z łatwością skłania ich do życia złego. Poza tym szatan stara się rozpowszechnić to, w co wierzy wielu ludzi, że w końcu, bez względu na sposób postępowania, wszyscy ludzie osiągną niebo, bo piekło nie jest wieczne, w ogóle go nie ma, albo jest puste. Pragnę to podkreślić, bo nieraz nawet księża uważają, że w piekle panują pustki. Tymczasem jest to kłamstwo szatana. Ma ono na celu odwrócenie człowieka od troski o zbawienie siebie i innych braci. Ono nie pobudza ani do zabiegania o swoje wieczne szczęście, ani do ratowania grzeszników od wiecznego potępienia, co jest tak znaczące w przypadku kapłana i dlatego w zasadzie dosyć mocno mnie przeraża. Należy więc myśleć o śmierci, aby dobrze przygotować się do wiecznego życia. Człowiek tylko przez swoje świadome wybory przygotowuje sobie swoją dobrą wieczność W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy, że lepiej jest unikać grzechu, niż uciekać przed śmiercią. Takie proste to i przynajmniej wykonalne. Zupełnie odwrotnie jest z nie umieraniem. Jednak, a to też chciałabym podkreślić, nie propaguję tu np. codziennego biegania do kościoła, albo równie częstej spowiedzi, bo nie o to chodzi, abyśmy wszyscy stali się dewotami. Nie – starajmy się po prostu być prawymi wobec wszystkich i wszystkiego, wliczając w to Boga.
Żyjątko
Wiara poucza nas, że człowiek nie kończy swego istnienia z chwilą śmierci. Dusza wie, przynajmniej niewyraźnie, ile dano jej czasu. Ona zdaje sobie sprawę, że jest to niemal nic w porównaniu z wiecznością. Właśnie dlatego dusza, jak takie małe energiczne i żywotne żyjątko, skłania całe nasze ‘ja? do działania. Jednak często jej to nie wychodzi. Po prostu bywa nieraz miażdżona, deptana, tłumiona, zakrzykiwana, aby tylko nie słyszano jej słów, żeby była niemym kawałkiem świata. Dzieje się tak u tych, którym brak dobrej woli. Natomiast prawi i sprawiedliwi ludzie słuchają swojego duchowego żyjątka i są posłuszni jego radom i stałemu oddziaływaniu.
Postawy wobec śmierci
Jaka jest najbardziej pożyteczna dla nas postawa wobec śmierci? Na pewno nie jest to unikanie myślenia o śmierci. Należy świadomie przygotować się do wieczności ze świadomością, że może ona nastąpić nawet jutro, jeśli cegła spadnie nam na głowę w sposób nad wyraz nieszczęśliwy. Dobrze bowiem jest mieć nadzieję w zbawienie z Bożą pomocą i miłością. Wiem, że brzmi to dosyć kaznodziejsko, ale jeśli się nad tym zastanowić głębiej i tak też spojrzeć na nasze życie, to czyż nie łatwiej, bardziej kolorowo i po prostu przyjemniej żyje się bez ciągłego strachu?